Ubezpieczenia z UFK to skomplikowane produkty służące do długoterminowego inwestowania pieniędzy. Część oszczędności, przeważnie niewielka (np. 1 proc.), jest przeznaczona na ochronę ubezpieczeniową, a reszta na inwestycje. Ubezpieczyciel po pobraniu opłat lokuje pieniądze w wybrane przez klienta fundusze.
Z produktami tymi wiąże się wiele opłat, pobieranych przez ubezpieczycieli niezależnie od osiągniętego zysku, co sprawia, że często klienci tracą, zamiast zyskiwać. Kiedy jednak chcieli się wycofać z umowy, dowiadywali się, że stracą większość albo nawet wszystkie zgromadzone środki, gdyż towarzystwa pobierały opłaty likwidacyjne sięgające czasami nawet 100 proc.
W 2012 r. rzecznik opublikował pierwszy raport na temat polis z UFK.
– Efekty widzimy dziś. Mamy nowelizację ustawy o działalności ubezpieczeniowej czy serię porozumień towarzystw ubezpieczeniowych z UOKiK. Niestety, wciąż wielu klientów musi dochodzić swoich praw przed sądami – mówi Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy.
Ze skarg do rzecznika wynika, że często dochodziło do sytuacji, gdy do banku przychodził człowiek szukający sposobu ulokowania większej gotówki, a wychodził z tzw. polisolokatą, którą sprzedawcy oferowali jako korzystniejszą alternatywę. Nawet jeśli klient przeczytał, że umowa jest na 15 lat, to agent tłumaczył mu, że to tylko maksymalny okres inwestycji, a pieniądze można będzie wycofać wcześniej. Z czasem okazywało się, ze zyski są wątpliwe, zaś wycofanie wpłaconych środków niemożliwe.