Po dwudziestu latach w Parlamencie Europejskim, któremu pan również przewodził, został pan pożegnany owacjami na stojąco. Dlaczego nie kandyduje pan w kolejnych wyborach europejskich?

To była bardzo trudna, wyłącznie moja osobista decyzja. Trudno było przerwać te 20 lat bardzo intensywnej działalności, współpracy ze świetnym zespołem w Brukseli i w kraju, z europosłami, komisarzami, ministrami, a w kraju z samorządowcami, przedsiębiorcami czy światem nauki, a wreszcie udział w setkach spotkań w tym czasie. Ale przychodzi taki moment w życiu, że trzeba skorygować aktywność i taki moment nadszedł. 

To znaczy?

Patrząc wstecz zdałem sobie sprawę, że w Parlamencie Europejskim kontynuowałam przesłanie programowe  z I Zjazdu NSZZ Solidarność w 1981 roku, które definiowało marzenia Polaków o życiu nie tylko w dobrze zarządzanym wolnym kraju, ale też w rodzinie demokratycznych państw Zachodu. Nie marzyłem wtedy, że będę kiedyś premierem rządu, który wprowadzi Polskę do NATO i który  rozpocznie negocjacje akcesyjne z Unią Europejską i zakończy większość z nich, a wreszcie zostanie Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. W czasie pierwszego Zjazdu "Solidarności" nie śmiałbym nawet o tym marzyć.  

Ale to jest koniec pańskiej kariery politycznej?

Na pewno nie koniec mojej aktywności publicznej.

Cała rozmowa z Jerzym Buzkiem w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej” i na www.rp.pl.