To uczestnik pracowniczych planów kapitałowych decyduje o tym, czy chce gromadzić oszczędności pod skrzydłami jednego zarządzającego.
Materiał powstał we współpracy z PFR.
Z początkiem tego roku weszła w życie ustawa o pracowniczych planach kapitałowych. Mają dać nam możliwość dodatkowego oszczędzania na cele emerytalne. Pierwsze firmy zatrudniające co najmniej 250 osób PPK obejmie już za niespełna miesiąc. Pozostałe przedsiębiorstwa będą włączane do programu stopniowo, co pół roku. Pracownicy będą odkładać w PPK co miesiąc od 2 proc. do 4 proc. swojej pensji brutto. Pracodawca dołoży im do tego od 1,5 do 4 proc. pensji. Swoją część dorzuci też państwo. Fundusz Pracy po spełnieniu określonych warunków może dopłacić oszczędzającemu 250 zł wpłaty powitalnej oraz dodatkowo 240 zł dopłaty rocznej.
– System jest bardzo korzystny. Bo gdybym oszczędzał sam, to gdy odłożę jedną złotówkę, będę miał jedną złotówkę. W PPK drugą złotówkę dołoży pracodawca. Będzie też coroczna dopłata 240 zł ze strony państwa – mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, który odpowiada za wdrożenie PPK.
Wybór zarządcy
Obowiązek utworzenia PPK obejmie niemal wszystkie firmy i instytucje. Wyjątków jest mało. PPK nie będzie tworzone przez mikroprzedsiębiorców, którzy zatrudniają do dziesięciu osób, jeśli wszystkie zrezygnują z udziału w programie. PPK nie będą też musieli uruchamiać pracodawcy, którzy prowadzą dziś w swoich firmach pracownicze programy emerytalne. Ale jest kilka warunków. PPE w danej firmie muszą działać przed pojawieniem się obowiązku uruchomienia PPK (dla dużych firm przed 1 lipca 2019 r.). Ponadto pracodawca musi odprowadzać na konto pracownika w PPE składkę w wysokości co najmniej 3,5 proc. I wreszcie w programie tym musi uczestniczyć co najmniej 25 proc. pracowników. PPK nie będą też tworzyć osoby, które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą, jeśli nie zatrudniają pracowników.