Najpierw kryzys finansowy sprzed ponad 10 lat. Później zamieszanie z demontażem OFE. Teraz koronawirus, który zdaje się gwoździem do trumny i tak mających zostać wkrótce zlikwidowanych otwartych funduszy emerytalnych.
Eksperyment z obowiązkowo powiązanymi z rynkiem kapitałowym emeryturami kończy się wyjątkowo niechlubnie dostarczając dodatkowych argumentów przeciwnikom reformy z 1999 roku. Fatalnymi decyzjami kolejnych ekip rządzących pozbawiono emerytów części ich przyszłych świadczeń.
To że przygoda z OFE dla polskich emerytów dobiegła końca w zasadzie można było ogłosić sześć lat temu, gdy rząd PO i PSL dokonywał rozmontowania mechanizmu kapitałowego oszczędzania na emeryturę. Wówczas nie tylko umorzono obligacje skarbowe w portfelach OFE pozbywając przyszłych emerytów ponad połowy aktywów. De facto zlikwidowano obowiązkowy strumień oszczędności płynący do OFE z części składki odprowadzanej do ZUS.
Fundusze zostały całkowicie zmarginalizowane. Jak się wkrótce okazało decyzja była brzemienna w skutkach także dla polskiej giełdy, która dzięki napływom kapitału niezwykle dynamicznie się rozwijała przyciągając prywatne firmy na parkiet. Po 2014 r. liczba debiutów została gwałtownie zatrzymana, a giełda wyhamowała rozwój nie doczekawszy się wieku dojrzałego. Wraz ze stagnacją indeksów przestały rosnąć oszczędności gromadzone w OFE. Krótko mówiąc OFE i GPW były mocno powiązanym mechanizmem, a usunięcie jednego spowodowało degrengoladę drugiego.
Całość dobiła pandemia koronawirusa. Juz przed nią rząd PiS ogłosił, że kończy na dobre z OFE w zamian powołując nowy mechanizm budowania oszczędności PPK. Agonia funduszy emerytalnych jeszcze trwa i trzeba przyznać że ostatnie drgawki są wyjątkowo bolesne. Tylko w ciągu ostatnich 3 miesięcy OFE są na minusie ponad 20 proc. a to i tak już po mocnym odbiciu na giełdzie wciągu ostatnich tygodni.