Kilka dni temu przysłuchiwałam się ciekawej dyskusji o „Ekonomicznych fundamentach nowoczesnej armii." Gośćmi wykładowców i studentów z katedry Gospodarka i Administracja Publiczna Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie byli generałowie Mieczysław Bieniek i Bogusław Pacek. Każdy kto ich słuchał, nie miał wątpliwości – są pasjonatami swojej pracy, obronności i polskiej armii. Chyba Generał Pacek powiedział w pewnym momencie, że armia jest droga, bo poważne stawia się przed nią wyzwania lub zadania. Ta opinia skłoniła mnie do sięgnięcia po dwie lektury: po budżet państwa na ten rok oraz po publikację „Emerytury i renty w 2013" wydaną niedawno przez GUS. Z przejrzenia obu wynika niestety, że armia jest droga nie tylko ze względu na wagę obronności, ale także dlatego, iż sporą część pieniędzy pochłaniają świadczenia socjalne.
Najpierw budżet na 2015 rok. W tym roku na część budżetu określoną jako obrona narodowa przewidzianych jest ponad 38,3 mld zł. Wydawać się by mogło – szczególnie, gdy porówna się z wydatkami sprzed kilku lat, że jest to spora kwota i zwolennicy modernizacji armii powinni być zadowoleni. Ale prawie jedna trzecia pieniędzy przeznaczona jest na pensje (prawie 7,8 mld zł), a nieco mniej ( prawie 7,4 mld zł) na świadczenia, w tym 6,6 na emerytury i renty. Z ponad 38 mld zł na modernizację techniczną sil zbrojnych wydanych ma być w tym roku 8,2 mld zł.
Wymieniam te liczby, bo pokazują koszty żołnierskich przywilejów emerytalnych. Z drugiej publikacji wynika, że w 2013 roku (nie ma późniejszych danych GUS) przeciętnie miesięcznie emerytury wojskowe pobierało 110 tys. osób. Średnie wojskowe świadczenie emerytalne wynosiło 3,3 tys. zł i budżet zapłacił za nie ponad 6,1 mld zł. Jeszcze sześć lat temu było to niespełna 5 mld zł, a dziesięć – 4 mld zł.
Warto przy tym przypomnieć, że jeśli jakaś grupa zawodowa otrzymuje świadczenie emerytalne, rentowe z budżetu, a nie płaci składek, to jego płaca netto jest wyższa w porównaniu z brutto niż w przypadku pracownika. W jaki sposób?
W przypadku pracownika od jego pensji brutto odejmuje się część składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne (najczęściej ponad 22 proc.) i zaliczkę na podatek dochodowy. Jeśli ktoś (a tak jest w przypadku wojskowego) nie płaci składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne, to jego płaca netto jest wyższa o ponad jedną czwartą w porównaniu do pracownika, gdyby obaj zarabiali tyle samo. Pracownik musi zapłacić za swojej pensji 536 zł składek, których nie płaci wojskowy. Zapłaci za to nieco wyższą (o niespełna sto złotych) zaliczkę na podatek dochodowy. Cywil dostanie na rękę około 1,8 tys. zł, a wojskowy – około 2,25 tys. zł