Zgadza się pan z prof. Leokadią Olęziak, że zaufanie do ubezpieczeń społecznych jest mocno podkopane?
- Tak. Kłopot polega na tym, że nie wiemy co naprawdę oferuje nam system. Obecnie większość z pracujących nie potrafi sobie wyobrazić swojego świadczenia za dwadzieścia, czy czterdzieści lat. Informacje o tym, że będzie to 30 czy 35 proc. ostatniego wynagrodzenia nie rozwijają ubezpieczeniowej wyobraźni, bo nie wiemy ile wówczas będziemy zarabiali. Nie są ważne kwoty zarobków, czy emerytury – a te się podaje w złotych, tylko ich wartość rynkowa: co możemy za te pieniądze kupić. W gospodarkach zachodnich (europejskich) koszt życia stanowi około 30 – 40 proc. uposażenia. Pozostałą część zarobków można przeznaczyć na inwestowanie, czy oszczędzani. Taka proporcja nie jest więc czymś strasznym. Ale u nas koszty życia pochłaniają praktycznie całe uposażenie. Jak się utrzymać więc za jedną trzecią. Jeśli tak to zastanawiamy się: zaraz ile płacimy i ile mamy dostać: płacimy prawie jedną piątą zarobków w postaci składek i to jeszcze nie wystarcza, dodatkowe pieniądze są przeznaczane na emerytury z podatków. A mamy dostać niewiele więcej. Czyli płacimy wiele, a nie wiemy za co. To nie buduje zaufania. Brak zaufania jest też pokłosiem innego czynnika. Przed piętnastu laty jednemu pokoleniu wytłumaczono (naszemu), że od dziś trzeba dbać samemu o siebie - bo system jest niewydolny. W związku z tym zaproponowano coś nowego (OFE + III filar). Jednocześnie powiedziano, że w związku z dbałością o solidarność pokoleniową wciąż będziemy płacili na poprzednie pokolenia. I po niedługim czasie okazało się że umowy nie ma ... Ci co pomagali rozmontować system nie powinni się teraz dziwić, że jednym ze skutków ich działań jest totalny brak zaufania.
A w jaki sposób próbować odbudować zaufanie?
- Kiedyś mieliśmy mieć aktuariusza krajowego. To byłaby samodzielna, niezależna instytucja, która przygotowałaby między innymi projekcje wysokości przyszłych emerytur, ale także przedstawiała wyliczenia o stabilności lub rozchwianiu finansowym systemu zabezpieczenia społecznego. Trzeba pokazać co znaczy dla ich kosztów utrzymania i dla ich standardu życia 30 – 35 proc. stopa zastąpienia. Jako ciekawostkę dodam, że w ostatnich latach (wbrew zapowiedziom) stosunek przeciętnej emerytury do przeciętnej płacy rośnie. W przypadku świadczeń ex pracowników w porównaniu do płacy w sektorze przedsiębiorstw było to 52 proc. w 2012, a w zeszłym – 53,2 proc. Gdy już będziemy wiedzieli co oznacza owa 30 – 35 proc. stopa zastąpienia trzeba wspomóc długoterminowe oszczędzanie emerytalne.
W jaki sposób?