Kryzys finansowy występuje cyklicznie w gospodarce. W latach 80-tych przyczyniła się do niego Ameryka Łacińska, w 90-tych Rosja i Południowo-Wschodnia Azja, ostatni wywołał go amerykański sektor bankowy i mieszkaniowy. Na przyczynę następnego niektórzy typują branżę wszelakich funduszy inwestycyjnych.
Obecnie branża inwestycyjna zarządza aktywami w wysokości 87 bln dolarów, co odpowiada 75 proc. zasobów banków. Największa korporacja BlackRock dysponuje 4,4 bln dolarów – tyle nie ma żaden bank w swoim bilansie. Po kryzysie regulacje zacieśniły politykę bankową, co ograniczyło dostęp do gotówki przedsiębiorstwom. W tej sytuacji postawiły one na obligacje, które głównie skupują fundusze.
Niepokój u regulatorów budzą wypadki z przeszłości związane z funduszami inwestycyjnymi, które doprowadziły do interwencji w postaci uruchomienia Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych. wiła pytanie czy zarządzający funduszami powinni być wpisywani na listę SIFI (instytucje istotne dla globalnego rynku finansowego, których upadek może wywołać kryzys finansowy). Taki ruch przełożyłby się na mocniejsze regulacje tego sektora.
Branża zarządzających aktywami widzi to jednak inaczej i przedstawia swoje argumenty. Po pierwsze nie spekulują na swoich rachunkach jak Lehman Brothers. W przypadku bankructwa funduszu aktywa zostają przelane do konkurencji bez straty dla inwestorów. Rocznie zamyka się setki funduszy i ma to tylko minimalny wpływa na rynek. Po drugie nie zgadzają się z porównywaniem do banków, gdyż nie działają z pożyczonych pieniędzy i nie wykorzystują dźwigni finansowych (oprócz funduszy hedgingowych). Bilans BlackRock to tylko 8,7 mld dolarów w porównaniu do 2,7 bln HSBC. Po trzecie wiele osób inwestuje w programy emerytalne wpłacając pieniądze regularnie co miesiąc, dzięki czemu krótkoterminowe wahania nie mają wpływu na inwestycje. Jesienią 2008 roku akcje sprzedawane przez fundusze inwestycyjne w Nowym Jorku stanowiły jedynie 6 proc. całego obrotu. Po czwarte, wpisanie części funduszy na listę SIFI mogłoby mieć przewrotne konsekwencje. Niekoniecznie trafiłyby tam te podmioty, które stwarzają największe zagrożenie. Wymóg utrzymania rezerw kapitałowych poczuliby oczywiście inwestorzy a jeszcze mocniej dotknęło by ich gdyby trzeba ratować, któryś bank znajdujący się na liście.
Regulatorzy nie mają łatwego zadania w przewidywaniu przyczyn kolejnego kryzysu, który nie będzie podobny do tych z przeszłości. Logika podpowiada, żeby uregulować branże, które nie były do tej pory źródłem problemu. Jeśli nawet uregulują sektor, który potencjalnie może wywołać kryzys to prawdopodobnie stworzą tym działaniem problemy w innej branży.