Rząd od kilku miesięcy zapowiada ozusowanie umów zleceń jako lekarstwo na bolączki rynku pracy. Choć rzeczywista intencja to raczej dodatkowe wpływy do budżetu, jeszcze w 2014 roku zaplanowano dochody z tego tytułu na poziomie 340 mln zł, to może się okazać, że pośpiech w tej kwestii przyniesie efekty odwrotne od oczekiwanych – uważa Konfederacja Lewiatan.
Jak zauważa Marek Kowalski prezes Polskiej Izby Gospodarczej Czystości, ekspert Konfederacji Lewiatan reforma polegająca na ozusowaniu umów zleceń wygląda na zupełnie prostą do wprowadzenia – popierają ją związkowcy, pracodawcy i pracownicy. Gdzie zatem tkwi problem? Otóż konieczny jest czas (vacatio legis), które pozwoli przedsiębiorcom, jak również ich klientom (w tym instytucjom publicznym i samorządom), na zmianę budżetów, renegocjowanie umów i dostosowanie do nowych warunków prawnych. Trzy miesiące to zdecydowanie za mało, by zmienić tysiące kontraktów i wprowadzić nowe zasady. O wydłużenie okresu dostosowawczego wnioskuje także Komisja Wspólna Rządu i Samorządu.
- Rząd już wcześniej wprowadzał w szybkim trybie niektóre akty prawne, nie bacząc na konsekwencje społeczne takiego działania. W ten właśnie sposób tylko w styczniu i lutym 2014 roku (czyli na miesiąc przed wejściem stosownej ustawy w życie) wysłał aż 7,5 tys. osób niepełnosprawnych na bruk, zlikwidowano 23 zakłady pracy chronionej, a na rynku otwartym 450 firm przestało zatrudniać osoby niepełnosprawne. Tylko dlatego, że w listopadzie przyjęto nowe, absolutnie zaskakujące dla wszystkich uczestników rynku pracy (w tym także samych niepełnosprawnych i ich pracodawców) zmiany w dofinansowaniach dla przedsiębiorstw i ustanowiono 3-miesięczne vacatio legis. A to dopiero początek bolesnej reformy, która wyrzuci na bruk tysiące osób niepełnosprawnych, pozbawiając ich nie tylko pracy, ale przede wszystkim wykluczając z życia społecznego. Przypomnę tym, którym skala się nie wydaje duża, że na rynku pracy zatrudnionych jest ok 250 tys. osób niepełnosprawnych - pisze ekspert Lewiatana.
Kowalski zwraca uwagę, że innym problemem, który może pojawiać się przy krótkim vacatio legis jest bezpieczeństwo obiektów publicznych, zwłaszcza wojskowych czy szpitalnych. Przedsiębiorcy szukając mechanizmów zachowania płynności rozwiążą długoterminowe kontrakty, które nie uwzględniają tak znaczącego obciążenia fiskalnego – choćby w oparciu o art. 475 par.1 Kodeksu Cywilnego, dający taką możliwość - „jeżeli świadczenie stało się niemożliwe skutkiem okoliczności, za które dłużnik odpowiedzialności nie ponosi, zobowiązanie wygasa". W efekcie obiekty wojskowe i publiczne mogą zostać z dnia na dzień pozbawione ochrony, a szpitale gwarancji utrzymania czystości, dezynfekcji i dostaw żywności dla chorych w przypadku cateringu zewnętrznego. To oznacza paraliż usług niezbędnych z punktu widzenia państwa i rządu – zwłaszcza w obliczu obecnej niestabilnej sytuacji geopolitycznej.
- Warto podkreślić, że to właśnie pracodawcy jako pierwsi – bo już w 2009 roku - apelowali do rządu o zatrudnianie w zamówieniach publicznych na umowę o pracę lub zlecenia z obowiązkiem odprowadzenia składki na ubezpieczenie społeczne do wysokości nie mniejszej niż minimalnego wynagrodzenia1. Przez 5 lat mało kto interesował się tym problemem – a dziś chce się go rozwiązać w 3 miesiące. To wielki błąd, a jego konsekwencje będą dotkliwe i długotrwałe. Najwyższy czas, aby rząd przemyślał kwestie, na które od dłuższego czasu zwracają uwagę liczne organizacje podczas konsultacji społecznych. Bo po lekkomyślnym wprowadzeniu zmian, zatrzymanie lawiny konsekwencji i rosnącego bezrobocia nie będzie już możliwe - przestrzega Marek Kowalski.