Oczywistym jest, że wzrost ryzyka zarządzania długiem publicznym jest konsekwencją przekształcania systemów emerytalnych i rosnącego deficytu finansów publicznych, czyli to co stało u podstaw zmian w OFE w Polsce, jest elementem dostrzegalnym właściwie we wszystkich krajach, które (podobnie jak Polska) w ostatnich latach zreformowały swoje systemy emerytalne. To nie jest tak, że tylko Polacy się zorientowali, że reforma wywołała pewne negatywne skutki dla finansów publicznych ponieważ nadal trzeba wypłacać emerytury, a zabrakło na nie składek. W związku z tym ta luka naturalnie rosła i oczywiście to nie tylko jest polski problem, to problem wszystkich krajów, które wprowadziły system kapitałowy. Węgry się z z obowiązkowego systemu kapitałowego już w zasadzie wycofały, podobnie jak Argentyna.
To może system się nie sprawdził?
Podejścia do zarządzania skutkami wprowadzenia systemów kapitałowych, najczęściej obowiązkowych funduszy emerytalnych (aby posłużyć się naszym krajowym przykładem) w praktyce możemy podzielić na trzy. Jedno skrajne – likwidujemy – tak jak zrobiły to Węgry. Drugie pośrednie - czasowo ograniczamy napływ składki, tak jak uczyniła to Estonia i Polska w 2011 roku. No i trzeci kierunek, który wciąż jest kierunkiem dominującym, w którym mówi tak; zdajemy sobie sprawę z niedoskonałości obowiązkowego filaru kapitałowego, zdajemy sobie z sprawę, że w konfrontacji z kryzysem finansowym bardzo trudno jest zapewnić odpowiednią wysokość stóp zwrotu, ale nie widzimy jednocześnie logicznej i bezpieczniejszej w długim terminie alternatywy. W efekcie reformujemy system, np. wprowadzając większą kontrolę nad podmiotami zarządzającymi, ograniczamy koszty systemowe, wzmacniamy element dobrowolny, zachęcając obywateli do indywidualnych oszczędności, uszczelniamy system, eliminując patologie w dostępie do świadczeń, czy też nierówności branżowe i sektorowe. Zazwyczaj to wystarcza, choć jednocześnie bywa, że łatwiej (a na pewno szybciej) zlikwidować jest filar kapitałowy.
Który wariant obrała Polska?
Właściwie jeszcze nie wiadomo. Trzy lata temu ograniczyliśmy składki. Ale teraz idziemy w stronę tego co zrobiły Węgry. Na pewno nie poszliśmy w stronę korekty, tak jak to czyni wiele krajów prowadzących bardziej rozsądną i długofalową politykę demograficzną, które wiedzą, że na takie ruchy nie można sobie pozwolić, bo wówczas wracamy do punktu wyjścia. Jak się przyjrzeć sytuacji dzisiejszej i tej z '97 roku (kiedy decydowano o kształcie reformy, wprowadzonej w życie ostatecznie w 1999 roku), to nie chcę źle zabrzmieć, ale mam wrażenie, że wiele wniosków i argumentów, które wówczas zostały sformułowane w uzasadnieniu do ustaw o organizacji i funkcjonowania funduszy emerytalnych i o zmianach w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, jest ciągle aktualnych. Ja bym powiedział, że one w ogóle nie zniknęły albo niektóre są jeszcze bardziej widoczne. Część wskazywanych wówczas zagrożeń właśnie się zmaterializowała lub materializuje, a dodatkowo nasza wiedza o trendach demograficznych została wzbogacona o doświadczenia kolejnych 15 lat. . Niestety z faktów tych nie wyciągnięto żadnych wniosków. Ograniczanie znaczenia otwartych funduszy emerytalnych, choć zrozumiałe z perspektywy problemów budżetowych właściwie nie rozwiązuje żadnego z problemów, które stały u podstaw tamtej reformy. Czy to oznacza, że problemy te zniknęły, a może skala zagrożeń jest mniejsza. Niestety, tak nie jest. Z tej perspektywy obecne zmiany trudno uznać za racjonalne i ostateczne, a to oznacza, że system emerytalny wciąż będzie wymagał kolejnych zmian. Niestety każdy rok zwłoki oznacza, że zmiany te będą coraz bardziej bolesne i dotkliwe.
Brak nam polityki demograficznej?