Obietnice polityków nic niewarte

Z wyzwaniami systemu ubezpieczeń społecznych można sobie poradzić ?tylko w horyzoncie przekraczającym jedną czy dwie kadencje Sejmu ?– mówi prof. Marek Góra, współautor koncepcji reformy emerytalnej z 1999 roku.

Publikacja: 03.02.2014 09:48

Rz: Na temat zamachu na OFE powiedziano już bardzo dużo. Ale dyskusja tocząca się wokół tych zmian nie była merytoryczna.

Dyskusja publiczna była skrajnie niemerytoryczna. Pojawiło się w niej sporo niekompetencji. Setki miliardów złotych oszczędności emerytalnych „do zagospodarowania" ograniczyły racjonalne myślenie, a w niektórych przypadkach także zwykłą przyzwoitość. Przyznam, że jestem załamany poziomem tej dyskusji, a przede wszystkim jej skutkami. Ludzie stracili zaufanie do instytucji jaką jest powszechny system emerytalny. Została zburzona wiarygodność zarówno towarzystw emerytalnych jak i ZUS. To największa szkoda jaka została zrobiona w ostatnich miesiącach w Polsce. Zresztą wcześniej, podczas pierwszej rundy tej dyskusji 2 lata temu, to dość podobnie przebiegało. Wszystko podporządkowane pomysłowi zmniejszenia na papierze parametrów budżetowych, tych które są niekorzystne czyli długu i deficytu. Destabilizuje się instytucje publiczne w imię krótkookresowych celów. Nie twierdzę, że te cele nie są ważne. Tylko można było to zrobić inaczej. To co zostało zrobione zostało zrobione z powodów czysto księgowych i efekt jest wyłącznie na papierze. W gospodarce realnej niczego to nie zmieniło. Natomiast w ludzkiej świadomości zmieniło bardzo wiele. I ta dewastacja percepcji systemu emerytalnego jest to największa szkoda jaka została ostatnio w Polsce wyrządzona przez dyskusję publiczną w postrzeganiu systemu emerytalnego.

Da się to podważone zaufanie ludzi do państwa jakoś odbudować?

To będzie bardzo trudne. Dla doraźnych celów, nie związanych z systemem emerytalnym, dokonuje się działań, które temu systemowi zdecydowania nie służą, i które potem trzeba będzie jakoś odbudowywać. Szkoda straconego czasu. A można było to wszystko przeprowadzić merytorycznie i na spokojnie, można było nawet rządowi trochę pomóc w tym, żeby to zrobił w cywilizowany sposób. Jednak rząd nie oczekiwał pomocy. Nie chciał solidnej i rzetelnej debaty. Po prostu robimy przeksięgowanie, zmieniamy pewne pozycje budżetowe i do widzenia. Nie dyskutujemy. Trzeba przyznać, że przesunięcie środków z jednego konta na drugie konto tak naprawdę nie burzy systemu z punktu widzenia ubezpieczonego. Nie miałbym z tym problemu gdyby nie retoryka, która była za tym wszystkim. Nieprawdziwa, oparta na chęci szybkiego przekonania ludzi do tego, że jak oni sobie te pieniądze przesuną na drugie konta to będzie dla nich tylko lepiej. To nie jest prawdą.

Tworząc ten system, można było chyba przewidzieć, że pojawi się kiedyś wśród polityków pokusa, aby sięgnąć po pieniądze gromadzone w OFE?

Systemu emerytalnego uzdrawiać nie trzeba. Trzeba natomiast objąć nim wszystkich.

Tak, oczywiście, że o tym myśleliśmy. Zapisy księgowe w ZUS nie są traktowane jak wydatek rządu, a zapisy w funduszach emerytalnych tak. I tu pojawia się u polityków pokusa, żeby to, co powiększa wydatki, było mniejsze. Łatwo było to przewidzieć. Politycy zawsze chcą wydawać jak najwięcej, chyba że są jakieś ograniczenia. Tutaj to zabezpieczenie polegało na tym, że system budowaliśmy jako system przejrzysty, czyli taki, który tworzy wobec uczestników zobowiązania nie na zasadzie, że coś kiedyś dostaniesz, tylko że oto są twoje konta – jednym zarządza towarzystwo emerytalne, drugim zarządza ZUS, i na tych kontach są środki, których my jako obywatele nie możemy wydać na bieżącą konsumpcję, natomiast one będą finansować naszą własną konsumpcję na starość. Chodziło nam o to, by ludzie przestali postrzegać składki emerytalne jako podatki, ?a zaczęli – jako rodzaj oszczędności. Stworzenie przekonania, że w systemie emerytalnym są nasze pieniądze, które będą finansować naszą własną emeryturę, jest najlepszym zabezpieczeniem. Sądziliśmy, że to wystarczy.

Nie wystarczyło.

System emerytalny jest czymś, czego ludzie ze swojego doświadczenia własnego nie znają. Uczestnictwo w nim przez kilka dziesięcioleci jest jakby ponad perspektywą, której używamy w naszym normalnym życiu, gdzie za rok to jest przyszłość, za pięć lat to jest odległa przyszłość, a za dziesięć lat to jest prawie wieczność. Dla systemu emerytalnego to jest dopiero krótki kawałek naszego w nim uczestnictwa. Innymi słowy, sam zdrowy rozsądek – choć zawsze pożądany, nie wystarcza. W związku z tym budowanie sobie racjonalności zachowania wewnątrz tego systemu wymaga lat spokojnego jego działania. Tego spokoju w Polsce nie ma. Przed nami trudne czasy. Zamiast przejrzystego funkcjonowania systemu powrócą nieodpowiedzialne obietnice polityczne.

Nie można obiecywać ?w nieskończoność. Kiedyś politycy będą musieli się zmierzyć z rzeczywistością.

Polityk żyje do najbliższych wyborów ?i wierzy, że ta rzeczywistość da o sobie znać później.

Dlatego mamy rosnącą dziurę w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS).

Może się to wydać zaskakujące, ale zaprojektowany przez nas system w części emerytalnej się domyka. Warto mieć tego świadomość. Dziura w FUS wynika głównie z nieodpowiedzialnego obniżenia składki rentowej, bez obniżenia wydatków które ona ma finansować. W oczywisty sposób dziura ta wynika również ze zobowiązań starego systemu. W 1999r. został on zlikwidowany dla osób urodzonych po 1948 r., ale nie znaczy to, że przeszłość przestała istnieć. Nie możemy i nie chcemy pozostawić urodzonych wcześniej bez świadczeń. Tak czy inaczej jednak system emerytalny wprowadzony w 1999 r. domyka się. Tak został skonstruowany. Nie domyka się przeszłość sprzed 1999 r. oraz pozaemerytalne elementy obsługiwanego przez ZUS systemu ubezpieczeń społecznych. Nie jest to jednak łatwe do przekazania szerokiej publiczności, dlatego ciągle będziemy świadkami straszenia „dziurą w ZUSie/FUSie".

Rządowy pomysł by oskładkować tzw. umowy śmieciowe to sposób na załatanie deficytu systemu?

Nie, ale sprawa ta ma wiele aspektów. Tutaj nie ma łatwego rozwiązania. Oczywiście jest nielogiczne, że są umowy, które są oskładkowane i takie które nie są oskładkowane. To tworzy niebezpieczne nierówności. Jeśli przyjmiemy – tak jak przyjmuje się we wszystkich cywilizowanych krajach, że potrzebny jest powszechny system emerytalny, to powinniśmy rzeczywiście włączyć do systemu wszystkich. Dodam, że nie musi to dotyczyć pozostałych, nieemerytalnych elementów systemu ubezpieczeń społecznych, które wciąż mają quasi-podatkowy charakter. Z drugiej jednak strony te umowy, które są umowami nie zawierającymi oskładkowania są tańsze, więc powstaje więcej miejsc pracy. Jest to więc typowe wybieranie między dżumą i cholerą. Nie ma tutaj łatwego rozwiązania. Pewne jest jedynie, że należy odróżnić oskładkowanie emerytalne od nie emerytalnego. Może to właśnie powinien być pierwszy krok. Najpierw tylko składki emerytalne, potem stopniowo pozostałe.

Czy to nam nie zwiększy szarej strefy?

W oczywisty sposób zwiększa, ludzie będą uciekać przed oskładkowaniem. To jest sprawa do głębokiego przemyślenia. To bardzo delikatna kwestia. Trzeba postępować delikatnie , z uwagą na szczegóły, powoli, ale konsekwentnie.

Jest jakaś prosta recepta na uzdrowienie systemu?

Systemu emerytalnego uzdrawiać nie trzeba. Trzeba natomiast objąć nim wszystkich. To jest główne wyzwanie. System rentowy i pozostałe elementy ubezpieczeń społecznych wymagają modernizacji. W tym ważną kwestią jest zwiększenie dochodów. To inny rodzaj wyzwania. Poradzenie sobie z obu wyzwaniami możliwe jest w horyzoncie przekraczającym jedną-dwie kadencje polityczne. Najważniejsze jest tu to, by rozumieć, że oba te wyzwania są jakościowo różne i wymagają innego podejścia.

 

—rozmawiał Mateusz Pawlak

CV

Marek Góra, ekonomista specjalizujący się w ekonomii pracy i systemach emerytalnych. Wykładowca akademicki związany z warszawską SGH. Współautor reformy systemu emerytalnego w Polsce wprowadzonej w 1999 roku przez rząd Jerzego Buzka. W latach 2002–2005 doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Rz: Na temat zamachu na OFE powiedziano już bardzo dużo. Ale dyskusja tocząca się wokół tych zmian nie była merytoryczna.

Dyskusja publiczna była skrajnie niemerytoryczna. Pojawiło się w niej sporo niekompetencji. Setki miliardów złotych oszczędności emerytalnych „do zagospodarowania" ograniczyły racjonalne myślenie, a w niektórych przypadkach także zwykłą przyzwoitość. Przyznam, że jestem załamany poziomem tej dyskusji, a przede wszystkim jej skutkami. Ludzie stracili zaufanie do instytucji jaką jest powszechny system emerytalny. Została zburzona wiarygodność zarówno towarzystw emerytalnych jak i ZUS. To największa szkoda jaka została zrobiona w ostatnich miesiącach w Polsce. Zresztą wcześniej, podczas pierwszej rundy tej dyskusji 2 lata temu, to dość podobnie przebiegało. Wszystko podporządkowane pomysłowi zmniejszenia na papierze parametrów budżetowych, tych które są niekorzystne czyli długu i deficytu. Destabilizuje się instytucje publiczne w imię krótkookresowych celów. Nie twierdzę, że te cele nie są ważne. Tylko można było to zrobić inaczej. To co zostało zrobione zostało zrobione z powodów czysto księgowych i efekt jest wyłącznie na papierze. W gospodarce realnej niczego to nie zmieniło. Natomiast w ludzkiej świadomości zmieniło bardzo wiele. I ta dewastacja percepcji systemu emerytalnego jest to największa szkoda jaka została ostatnio w Polsce wyrządzona przez dyskusję publiczną w postrzeganiu systemu emerytalnego.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Emerytura
Polacy chcą szybko przejść na emeryturę i cieszyć się życiem
Emerytura
MFW: Przeciętna emerytura w Polsce spadnie do minimalnej
Emerytura
40-latkowie mało wiedzą o oszczędzaniu na emeryturę
Emerytura
Nowe dane o PPK. Imponujące zyski części Polaków
Emerytura
Prawie każdy ma przerwy w płaceniu składek na emeryturę. Jak to wpłynie na wysokość świadczeń?