Milion trzysta tysięcy osób utrzymuje się z umów zleceń lub z umów o dzieło. Tak wynika z ostatnich szacunków GUS. A to oznacza, że zarobki na podstawie tych dwóch rodzajów umów są dla co dwunastej pracującej osoby.
Ale tak jak ministerstwo pracy nie oszacowało dokładnie jaki skutki finansowe niesie ze sobą propozycja zmiany sposobu płacenia składek ubezpieczeniowych od umów zleceń, tak samo przyznaje, że nie wiadomo jak zmienią się obciążenia zleceniobiorców.
W uzasadnieniu do projektu ustawy opisano bowiem kilka wariantów tego jak zachowają się firmy. I ważne jest nie tylko to czy wezmą na siebie ciężar opłacania składek, czy przerzucą go na zleceniobiorców. Znaczenie ma to, czy nadal będą starali się optymalizować koszty przez zawieranie mixu różnych umów, czy nie.
Resort tłumaczy na przykładzie. „możemy przyjąć, że ubezpieczony wykonuje dwie umowy zlecenia na rzecz jednego zleceniodawcy. Jedna z umów jest zawarta na kwotę 1000 zł miesięcznie i podlega oskładkowaniu, druga jest zawarta na kwotę 2000 zł miesięcznie i jest wolna od składek na ubezpieczenia społeczne. Aktualnie miesięczna kwota składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe wynosi miesięcznie 275,20 zł z czego zleceniodawca finansuje składki w kwocie 162,60 zł a zleceniobiorca 112,60 zł."
I co może zrobić firma, która zleca zadanie? Pierwsze możliwość: nic nie zmienia w umowach. I wtedy „ ubezpieczony będzie podlegał ubezpieczeniom społecznym z tytułu umowy zawartej na kwotę 2000 zł, a umowa zawarta na kwotę 1000 zł (jako umowa z wynagrodzeniem niższym niż minimalne) będzie umową wolną od obowiązkowych składek na ubezpieczenia społeczne. W takiej sytuacji wysokość składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe będzie wynosiła 550,40 zł, z czego zleceniodawca sfinansuje składki w kwocie 325,20 zł a zleceniobiorca 225,20 zł." – tłumaczy MPiPS.