Sposób uchwalania ustawy o OFE powinien przejść do annałów hipokryzji sprawowania władzy. Na pozór rząd - deklarowali to wielokrotnie jego prominentni przedstawiciele - chciał dialogu, konsultacji, debaty. Był otwarty na argumenty, chciał pochylać się z troską nad zgłaszanymi propozycjami. „Nie mamy monopolu na prawdę" – mówił wielokrotnie minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, którego resort formalnie prowadzi konsultacje. Tyle deklaracje. Tak naprawdę było to teatrum bo dla rządu najważniejsze jest przejęcie pieniędzy z OFE. Im więcej, tym lepiej. Skąd ten wniosek? Oto fakty.
Wiceprezes Prokuratorii Generalnej Iwona Gintowt-Juchniewicz pisze 23 października w liście do resortu pracy, że „projektowana ustawa zakłada odebranie części własności niepaństwowej osobie prawnej i przekazanie jej na rzecz państwowej jednostki organizacyjnej, a zatem klasyczne wywłaszczenie". Podnosi się burza. Co na to rząd? 2 listopada wiceminister pracy Marek Bucior w uprzejmym tonie pisze do prezesa Prokuratorii Bronisława Sitka, by „ponownie rozważył uwagi PG". I oto dzieje się cud. Prezes PG 14 listopada dochodzi do wniosku, że „nie dostrzega się problemu wywłaszczania OFE ze składki na ubezpieczenie emerytalne". Byłoby komicznie, gdyby nie było to prawdą i nie chodziło o konsultacje niezwykle ważnej ustawy.
Ale to nie koniec. W tym roku NBP dwa razy przekazywał stanowisko w sprawie OFE do resortu pracy. 20 lutego nie wskazuje, że OFE jest zagrożeniem dla finansów państwa. Nie domaga się także przejęcia środków z funduszy przez budżet. Ale już 10 października zmienia zdanie. Tym razem OFE musi ulec zmianie „ze względu na zbyt duże obciążenia jakie stwarza dla sektora finansów publicznych".
A teraz MSZ. Kiedy w ubiegły wtorek ujawniamy w Rz, że resort ma wątpliwości w sprawie zakazu reklamy przez OFE i inwestowania w zagraniczne obligacje MSZ wydaje oświadczenie. Ponieważ nie może zaprzeczyć, że napisaliśmy prawdę (potwierdza się to tego samego dnia w oficjalnym stanowisku) stosuje inną socjotechnikę. Pisze w wydanym oświadczeniu, że „niezależnie od treści opinii, nie jest ona wiążąca dla rządu. Nie jest też stanowiskiem MSZ, lecz obiektywną, ekspercką opinią o zgodności projektu z prawem UE". Zaglądnijmy zatem kto podpisał się pod stanowiskiem MSZ? Widnieje tam podpis: „z up. Ministra Spraw Zagranicznych Sekretarz Stanu Piotr Serafin". Doprawdy trudno nie traktować oświadczenia MSZ w kategoriach kabaretu. Albo gorzej: robienia z nas idiotów. Wydajemy oficjalną opinię, ale jak nie jest ona zgodna z oficjalną linią rządu to się jej wypieramy. Mimo, że jest nasza. Nawet orwellowskie odwracanie znaczeń było bardziej subtelne. W tamtejszym Ministerstwie Miłości królowały wprawdzie tortury, ale dla lepszej sprawy.
Te przykłady można mnożyć. Rząd nie uwzględnił praktycznie żadnych zastrzeżeń zgłaszanych przez państwowe instytucje i ministerstwa. Mimo, że dotyczyły kwestii fundamentalnych – zgodności ustawy z konstytucją i wypłacalności ZUS.