Zastanówmy się przez chwilę, co może się wydarzyć w Polsce, jeżeli na skutek jakichś zdarzeń skok na otwarte fundusze emerytalne się nie powiedzie.
Nie sądzę, żeby w Sejmie zabrakło głosów dla poparcia tego projektu autorstwa ministra Sami Wiecie Którego, chociaż formalnie firmuje ten proces inny minister.
Ale na przykład instytucje państwa prawa w Polsce wypowiedzą się, że skok na OFE jest łamaniem prawa, taki sygnał wysłała już Prokuratoria Generalna, która uznała, że projekt ustawy oznacza klasyczne wywłaszczenie obywateli, czyli powrót do słusznie minionych czasów socjalizmu, kiedy partia zabierała obywatelom ich majątki. Taką instytucją może się też okazać Trybunał Konstytucyjny, Eurostat czy unijne sądy arbitrażowe.
Ale nie zamierzam dokonywać tutaj analizy prawnej, tylko zastanowić się, co to może oznaczać dla Polaków.
Zacznijmy od finansów publicznych. Jeżeli skok na otwarte fundusze emerytalne się nie powiedzie, dług publiczny według metodologii unijnej – ale też według kreatywnej definicji ministra Sami Wiecie Którego – przekroczy 60 proc. PKB. Dojdzie do złamania Konstytucji i kilka kluczowych osób w państwie zostanie postawionych przed Trybunałem Stanu.