Warto podkreślić, że długoterminowe inwestowanie dotyczy zarówno tych, którzy mają już wystarczający majątek finansowy, jak i tych, którzy chcą odkładać drobne kwoty. Obie te grupy inwestorów potrzebują sposobów na sensowne przechowanie swojego majątku.
Pamiętajmy jednak, że historyczna premia za ryzyko np. w USA to około 5% za ostatnie 100 lat. Oczywiście premia ta jest zmienna i bywało więcej niż 5%, ale była też i ujemna, jak na przykład w latach 2000 — 2011. Niemniej jednak inwestor, który ponosił ryzyko na rynkach akcji, mógł oczekiwać, że zarobi średnio 5% rocznie więcej niż na rynku obligacji skarbowych. Gdy analizuje się inne kraje czy regiony (Europa Zachodnia, USA, Japonia), premia za ryzyko w długim okresie oscylowała wokół 4 - 6%. Premia jest „za ryzyko", a zatem jeśli na akcjach nie zarabiam więcej niż na krótkoterminowych obligacjach skarbowych – tylko niepotrzebnie ponosiłem takie ryzyko.
To, co obecnie najbardziej zabija dochodowość z inwestycji, to wysokie koszty oraz brak ulg podatkowych. Bywa, niestety bardzo często, że nawet przy bardzo dużych inwestowanych kwotach, zysk z udanych inwestycji, ale pomniejszony o koszty i podatki, jest realnie mniejszy niż na lokatach bankowych. Resort finansów nie ma bezpośredniego wpływu na koszty i opłaty produktów inwestycyjnych (choć ma pośredni, ponieważ tu przydałaby się edukacja społeczeństwa), ale ma na wysokość podatków. Wydaje się zatem, że jednym z lepszym motywatorów do długoterminowego inwestowania i kumulowania kapitału byłaby jakaś forma ulg podatkowych lub nawet zwolnienie inwestorów z podatku od dochodów kapitałowych. Z odwagą. To znaczy niezależnie od kwot. W zasadzie jeśli ktoś chce zamrozić kilkanaście milionów na kilka lat poprzez nawet tak prosty sposób jak lokata w banku (ale zwolniona z podatku), to i tak osiągamy wymierne korzyści. Wprawdzie z tej inwestycji podatki będą mniejsze, ale bank otrzymuje długoterminowe i tańsze finansowanie kredytów, które później udziela w gospodarce. A to powinno przełożyć się na wyższe zyski sektora bankowego i realnie wyższe podatki ze strony gospodarki. Najgorszym rozwiązaniem jest tworzenie sztucznych wehikułów do „oszczędzania", które będą marketingowo pięknie wyglądały, ale na końcu okażą się kosztowne dla inwestora.
Rafał Lorek