Trochę jak w życiu - czasem w sytuacji krytycznej dostaje się drugą szansę. Jedni zmieniają co trzeba i ją wykorzystują, inni beztrosko brną w te same błędy. OFE jako wehikuł do oszczędzania na emeryturę to świetne narzędzie i raczej należało go zreformować (np. zmniejszyć koszty funkcjonowania), a nie systematycznie likwidować. Jeśli jednak już postawiono nas przed tym faktem, to czy likwidacja OFE musi odbić się niekorzystnie na naszych przyszłych oszczędnościach i wzroście gospodarczym? To właśnie zależy od sposobu wykorzystania pewnej szansy. Faktem jest, że wzrośnie udział inwestorów zagranicznych (z około 36% obecnie do 45%) na rynku obligacji, co może zwiększyć huśtawkę cen (i obligacji, i złotego). Nie będzie też tak stabilizującego wpływu OFE na polski rynek akcji (OFE co do zasady były kupującym netto, szczególnie w czasach bessy). To są przykłady złych wiadomości. Ale, też - trzeba uczciwie przyznać - jest parę dobrych.
Wyobraźmy sobie, że ktoś pożycza od nas pieniądze i płaci za to nam 5% odsetek dając nam obligację. A my dajemy tę obligację na przechowanie i płacimy za to 3,5% rocznie. Ilu z nas zdecydowałoby się na takie posunięcie? A tak wyglądał dotychczasowy system. My z naszych składek pożyczyliśmy rządowi w ramach OFE ponad 100 mld złotych, z czego płaciliśmy kilka miliardów złotych rocznie kosztów przechowania (tak to bowiem należy nazwać). Ta nieefektywność zniknie. Spadnie relacja długu do PKB z około 55% do około 48%, obniżą się potrzeby pożyczkowe państwa. Innymi słowy budżet (czyli my) dostanie dużo oddechu.
To jest ta druga szansa. I w tym momencie powstaje pytanie: czy ta szansa zostanie wykorzystana na kolejne rozdawnictwo i beztroskę, czy na pilnowanie dyscypliny budżetowej i podnoszenie gospodarczej wolności? Jeśli ta ulga sprawi, że będzie nas stać na uwolnienie gospodarki z głupich przepisów podatkowych, wyzwolenie przedsiębiorczości Polaków, która drzemie przysypana gąszczem przepisów, rozrostu administracji itp. i w efekcie uruchomi oddolne inwestycje, to w efekcie wszyscy będziemy się cieszyć z owoców wzrostu gospodarczego.
Jeśli do tego dojdzie możliwość taniego i prostego oszczędzania na emeryturę – poradzilibyśmy sobie bez OFE. Niestety, istnieje teoria, według której administracja państwowa nie jest zdolna do reformy samej siebie dopóty, dopóki nie jest postawiona pod ścianą. To jest tak, jak w przypadku, gdy ktoś tak bardzo szasta pieniędzmi, że nie tylko zastaje mu pusty portfel i konto bankowe, ale też już nikt nie chce mu pożyczyć pieniędzy. Dziś byliśmy blisko tej sytuacji. Pojawiła się szansa w postaci „zaskórniaka", czyli środków w OFE. Trudno było z niej nie skorzystać. To jest bardzo komfortowa sytuacja, gdyż jest to okazja na zamortyzowanie społecznych (chwilowych) kosztów reform. Jeśli nie wykorzystamy tej okazji niestety trzeba będzie czekać na stanięcie przed kolejną ścianą. Wtedy będzie już dużo bardziej boleśnie dla prawie wszystkich.
Rafał Lorek