Co wspólnego mają kalifornijskie tablice rejestracyjne do auta, dowolny banknot wyemitowany przez władze USA i polski system emerytalny? Już wyjaśniam: dwa pierwsze ilustrują, na czym polega największa szkoda, jaką wywołuje gra znaczonymi kartami o przyszłość naszych Otwartych Funduszy Emerytalnych.
Kiedy ludzie broniący OFE wytłumaczą, dlaczego stworzyli system tak kosztowny dla emerytów, a lukratywny dla zarządzających?
Chodzi tu przecież o wiarygodność państwa. A ta zależy od ciągłości stosowanych przez nie rozwiązań i stabilności jego kluczowych instytucji.
Dolar ważny bezterminowo
W latach 70., gdy rozszerzyła się wymiana naukowa i kulturalna między Stanami Zjednoczonymi a gierkowską Polską (w tym sensie, że więcej naszych zaczęło tam jeździć), wśród warszawskiej inteligencji upowszechniła się moda przybijania na drzwiach w mieszkaniach przywiezionych ze stypendiów tablic rejestracyjnych. Budziły miłe wspomnienia: niebieskie albo białe, miały wytłoczone nazwy stanów, gdzie mieściły się gościnne uniwersytety. New York, Massachusetts, California, Texas, Florida...
Tablice te, rzecz ciekawa, raz wykupione, stanowiły dożywotnią własność ich użytkowników. Nie trzeba było ich odnosić do żadnego urzędu po sprzedaży auta i – ta informacja szokowała nas najbardziej! – nigdy nie traciły ważności na terenie, na którym zostały wydane. Jeśli właścicielowi po latach udało się ponownie załapać na wyjazd na zaprzyjaźniony wydział, mógł swoje tablice przykręcić do kolejnego używanego forda albo garbusa kupionego za kilkaset dolców do kręcenia się wokół campusu.