Do końca tego miesiąca być może poznamy jedną rekomendację rządu dotyczącą zmian w funduszach emerytalnych. Premier Donald Tusk oczekuje, że na ostatnim posiedzeniu rządu w sierpniu lub na pierwszym we wrześniu będzie znane ostateczne stanowisko resortów pracy oraz finansów dotyczące przyszłości II filara. Pod koniec czerwca szefowie tych ministerstw zaprezentowali raport o OFE. Przedstawili w nim propozycje na wypłaty świadczeń z pieniędzy w nich zgromadzonych – powrót do ZUS osób w wieku przedemerytalnym oraz trzy rekomendacje zmian w funduszach – jedna to likwidacja części obligacyjnej portfela OFE, a dwie pozostałe zakładają w różnych wariantach dobrowolność uczestnictwa w funduszach.
Dwie strony barykady
Na raport i rządowe pomysły spadła lawina krytyki. Nie tylko ze strony byłego ministra finansów, wicepremiera i szefa NBP Leszka Balcerowicza, ale też byłego premiera Jerzego Buzka oraz ekspertów skupionych w Komitecie Obywatelskim ds. Bezpieczeństwa Emerytalnego, organizacji pracodawców oraz ludzi związanych z rynkiem kapitałowym. Zarzucali oni, że dokument koncentruje się tylko na jednym elemencie systemu emerytalnego, jest tendencyjny, by pokazać w złym świetle istnienie funduszy emerytalnych i ich negatywny wpływ na gospodarkę i finanse publiczne. Wskazywali, że propozycje zmian w OFE prowadzą jedynie do ich likwidacji i mają na celu poprawę bieżącej sytuacji finansów publicznych. Podkreślali także pozytywny wpływ OFE na gospodarkę i rynek kapitałowy, potrzebę istnienia wielofilarowego systemu, a ekonomiści Janusz Jankowiak i Mirosław Gronicki przekonywali, że bez OFE nasze PKB było niższe.
Te zarzuty i opinie odpierali przedstawiciele rządu i wspierający ich ekonomiści, m.in. Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy Premierze, inny członek tej rady i szef rady nadzorczej Skarbiec AMH Bogusław Grabowski czy Andrzej Bratkowski, były wiceprezes NBP, a także ekonomiści Centrum im. Adama Smitha. Ta grupa przekonuje, że błędem reformy emerytalnej z 1999 r. było powołanie do życia funduszy emerytalnych, które są zbyt drogie dla finansów publicznych i nie stać Polski na finansowanie transferów składek do nich. A do tego nie przynoszą żadnych korzyści przyszłym emerytom i nie są od tego, by dostarczać kapitał na warszawski parkiet.
Mało konkretów
W pierwszym miesiącu po opublikowaniu raportu odbyło się wiele debat na jego temat. Można odnieść nieodparte wrażenie, że większość tych spotkań nie była rzeczywistymi debatami, a często wytykaniem, kto jaki ma interes w tym, by bronić istnienia OFE, i jak jest z nimi powiązany. Strony okopały się na pozycjach i nie zbyt uważnie słuchają siebie nawzajem.
Spróbujmy jednak wysnuć jakieś wnioski z tych debat. Pierwszy jest taki, że OFE sprzeciwiają się wprowadzeniu którejkolwiek z rządowych propozycji, ale jak na razie nie przedstawiły żadnej alternatywy oprócz tego, co było proponowane już wcześniej. Nieco bardziej konkretnie wypowiadają się, zresztą zgodnie, związki zawodowe, bo te są przekonane, podobnie jak członkowie Rady Gospodarczej przy Premierze, a przynajmniej ich część, a także znaczna część partii politycznych, że najlepszym rozwiązaniem jest wprowadzenie dobrowolnego uczestnictwa w funduszach emerytalnych. Osoby czy organizacje, którym na sercu leży los rynku kapitałowego, chętniej opowiadają się za wariantem z likwidacją części obligacyjnej portfeli OFE. O tym mówią choćby Pracodawcy RP. Wydaje się on najbardziej uzasadniony też dla szefa giełdy w Warszawie.