System emerytalny z podziałem na kapitałowy i repartycyjny stworzony został celowo. Po to mianowicie, aby rozłożyć ryzyko na dwa różne źródła przyszłego zabezpieczenia emerytalnego i aby już od 1999 roku zacząć odkładać realne pieniądze na przyszłe wypłaty świadczeń, finansując ubytek z tego tytułu wpływami z prywatyzacji. Dobrowolność wyboru między OFE i ZUS-em jest więc zaprzeczeniem bezpieczeństwa systemu. Niemniej jednak jeśli taka będzie decyzja większości parlamentarnej, to trzeba zdefiniować, na czym polega autentyczna dobrowolność, i przestrzec przed rozwiązaniami skrajnie nieefektywnymi.

Zacząć by należało od definicji dobrowolności. Jak dobrowolność to w obie strony – nie tylko z OFE do ZUS-u, ale również z ZUS-u do OFE. Jak się można domyślać, takie rozwiązanie nie zostanie zaproponowane, ze względu na koszty budżetowe, bo różnica pomiędzy tymi wariantami jest taka, że do OFE trzeba by przekazać realne pieniądze, zwiększając tym samym bieżący deficyt FUS-u, a przelewając pieniądze z OFE do ZUS-u, ten drugi dostaje realną gotówkę, wspierając tym samym budżet. Skrajnym przykładem dobrowolności, która de facto dobrowolnością nie była, było rozwiązanie węgierskie. Zaproponowano tam pseudowybór: albo zostajesz w OFE i tracisz emeryturę państwową, albo przechodzisz ze wszystkimi zgromadzonymi przez całe życie składkami do węgierskiego odpowiednika ZUS-u. Co to za wybór, jeśli pozostanie w systemie kapitałowym oznaczało realną utratę przyszłej emerytury? Notabene węgierski rynek kapitałowy nigdy nie był tak rozwinięty jak nasz i nie stanowił tak istotnego krwiobiegu gospodarki. Co więcej, Węgry znane są z tego, że podejmują od lat działania dalece niezgodne z zasadami stabilnej gospodarki rynkowej. Przejęcie aktywów węgierskich funduszy emerytalnych przez państwo uważane jest powszechnie za skok na kasę. Co najważniejsze, nie pomogło to specjalnie węgierskiej gospodarce w poprawie wyników. Nie sądzę, aby ktokolwiek w Polsce, poza partiami radykalnymi, zdecydował się na wariant Orbána.

Pozostaje więc wariant wyboru dotyczący przyszłej składki. Jak wiadomo, została okrojona i wynosi już tylko 2,8 proc. naszych wynagrodzeń. Dobrowolność polegałaby zapewne na tym, że każdy uczestnik OFE miałby możliwość podjęcia decyzji, czy tak jak dotychczas będzie chciał dzielić swą składkę pomiędzy ZUS i OFE, czy też całą co miesiąc przelewać wyłącznie do ZUS-u. W takim wariancie ważne będą szczegóły techniczne tej operacji. Po pierwsze czas. Jeśli nie będzie on ograniczony, to pewnego dnia w okresie bessy uczestnicy OFE masowo przechodzić będą do ZUS-u, wyprzedając akcje po najniższych cenach. Po drugie, dalece niefortunnym rozwiązaniem byłby mechanizm potwierdzania uczestnictwa w OFE poprzez konieczność stawienia się w tym celu na przykład w oddziale ZUS-u zamiast rozwiązania naturalnego, gdzie obecny członek funduszu musiałby sam potwierdzić chęć rezygnacji z OFE. Niby nieznaczna różnica, ale w tym pierwszym przypadku pozostanie w OFE wymagałoby aktywności uczestników, co zatrzymałoby mniej aktywnych w systemie repartycyjnym. Rozwiązanie wymagające potwierdzenia uczestnictwa w OFE świadczyłoby jednak o tym, że prawdziwą intencją nie jest danie ludziom wyboru, ale przeniesienie jak największych kwot do ZUS-u, z powodów czysto fiskalnych. W projekcie ustawy przygotowanym przez PiS, w którym zaproponowano wybór między ZUS-em i OFE, przyjęto, że będzie to dotyczyć wyłącznie nowych składek, a procedura będzie polegać na zgłoszeniu takiego wniosku do ZUS-u. Koalicja rządząca nie będzie chyba bardziej radykalna w tym zakresie od PiS.

Dobrowolność wyboru pomiędzy OFE i ZUS-em wymagałaby takiego samego podejścia również w przypadku rozwiązań dotyczących wypłat świadczeń emerytalnych. Trudno znaleźć uzasadnienie, dlaczego wypłaty miałyby być realizowane wyłącznie przez ZUS, kiedy w okresie gromadzenia kapitału istniałby wybór pomiędzy wariantem prywatnym i kapitałowym. Co to za dobrowolność, jak i tak wszyscy na końcu mielibyśmy wylądować w ZUS-ie? Wariant, w którym ZUS na poziomie wypłaty świadczeń konkuruje z prywatnymi podmiotami, byłby najbardziej efektywnym rozwiązaniem, bo nic tak nie ogranicza efektywności i dbania o klienta jak pozycja monopolistyczna. Oczywiście podmioty te konkurowałyby ze sobą ceną i jakością serwisu, ale wyłącznie w ramach systemu emerytur dożywotnich. Brak możliwości wyboru świadczeniodawcy na czas wypłaty emerytur byłby sprzeczny z samą ideą dobrowolności i wskazywałby, że prawdziwym celem całej tej operacji są wyłącznie względy fiskalne, a nie dobro przyszłych emerytów.