Warto przypomnieć zasadniczą przesłankę utworzenia w Polsce kapitałowej części powszechnego systemu emerytalnego. Była nią demografia. W perspektywie 20 lat od momentu wprowadzenia nowego systemu emerytalnego znacznie miały się pogorszyć wskaźniki demograficzne i w systemie emerytalnym powstałby olbrzymi niedobór, który mógłby być sfinansowany głównie ze znacznych podwyżek podatków.

Aby temu zapobiec, zaproponowano rozwiązanie polegające na odkładaniu części składki emerytalnej już teraz po to, aby gromadzić środki na wypłaty świadczeń kosztem bieżącej konsumpcji. Koszt tej operacji był niemały (1,7 proc. PKB rocznie), ale po stronie aktywów państwo polskie miało wciąż olbrzymi zasób prywatyzacyjny, który miał właśnie sfinansować ten ubytek. Teoretycznie można było przeznaczyć cały przychód z prywatyzacji na obniżkę długu, ale tym właśnie różni się systematyczne oszczędzanie od oszczędzania ad hoc, że miało ono być rozłożone w czasie. Co więcej, doświadczenia poprzednich lat pokazały, że po pierwszych reformatorskich latach przemian w Polsce prywatyzacja spowolniła, a przychody z niej były na bieżąco przejadane. Tak więc jednym z celów pośrednich utworzenia powszechnego systemu kapitałowego w Polsce było przyspieszenie procesu prywatyzacyjnego i przeznaczenie przychodów z niego na sfinansowanie przyszłych emerytur, a także rozwój rynku kapitałowego w Polsce.

Za pośrednika wybrano PTE. W tamtym czasie, przy słabiutkim wciąż rynku finansowym i raczkujących instytucjach, wydawało się, że niezbędne jest utworzenie dodatkowych podmiotów. Pod presją polityków, partnerów społecznych i opinii publicznej wprowadzono do systemu kilka nierynkowych rozwiązań, bez których nie byłoby zgody na system kapitałowy w Polsce. Były to minimalna stopa zwrotu, gwarancja Skarbu Państwa, limit inwestycji w akcje, zakaz inwestycji za granicę. Po latach rozwiązania te doprowadziły do wynaturzeń, jak to zwykle dzieje się w przypadku nadmiernej regulacji państwa. Wymaga to korekty. Ale wciąż nie kwestionuje to zasadniczej zasady, jaką jest odkładanie na bieżąco środków, kosztem bieżącej konsumpcji, na przyszłe emerytury. Zasadne jest oczywiście pytanie, czy coroczny koszt na poziomie 1,7 proc. PKB jest do udźwignięcia przez kraj na dorobku. Zmniejszenie tego kosztu oznaczać będzie oczywiście większe zobowiązania w przyszłości.

Ostatnio pojawili się zwolennicy tez prof. M. Orensteina, który wskazuje, że system kapitałowy jest dobry dla klasy średniej, ale niekorzystny dla osób ubogich, jak i dla tych, którzy mieli częste przerwy w karierze zawodowej. Ta krytyka nie dotyczy jednak wyłącznie części kapitałowej systemu, ale całej konstrukcji systemu emerytalnego w Polsce, gdzie przyszła emerytura jest pochodną wpłaconych składek. System, który daje wszystkim w miarę równo, mieliśmy w Polsce przed 1999, wtedy to składka emerytalna była podatkiem, a im szybciej ktoś przechodził na emeryturę, tym bardziej zyskiwał kosztem reszty. W efekcie zniechęcał do aktywności zawodowej. W Polsce obecnie problem osób najuboższych adresuje system pomocy społecznej, co jest znacznie bardziej społecznie sprawiedliwe niż system emerytalny sprzed 1999 roku.

W dyskusjach nad systemem emerytalnym ważne, aby z pola widzenia nie zniknęły zasadnicze wyzwania, jakimi są demografia i aktywność zawodowa. A to są wyzwania na dziesięciolecia.