Czas na wnioski z afery polisowej

O tym jak wykorzystać zainteresowanie organów Państwa nieprawidłowościami w sprzedaży polis inwestycyjnych - pisze Krzysztof Nowak z firmy Mercer Polska

Publikacja: 19.12.2012 11:26

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Red

Czy wzorem krajów południa Europy i Stanów Zjednoczonych powstanie w Polsce ruch oburzonych, których protesty będą wymierzone w polski rynek finansowy i jego instytucje? Jeżeli nie zrobimy nic by temu zapobiec być może tak właśnie się stanie. Nie potrafimy bowiem wyciągnąć żadnych wniosków nie tylko z właśnych doświadczeń, ale również skorzystać z wzorów tych krajów, które starają się, mniej lub bardziej skutecznie, reformować swoje rynki finansowe.

Polska stoi obecnie przed ogromną szansą wykorzystania doświadczeń (szkoda, że głównie negatywnych) z afery Amber Gold i z dyskusji jaką wywołała ostatnio kwestia prowizji w produktach ubezpieczeniowo - inwestycyjnych. By jednak z tej szansy skorzytać należy zdecydowanie przestać koncentrować się na kwestiach technicznych, w praktyce wcale nie najbardziej istotnych dla bezpieczeństwa i efektywności rynku. Przypomnijmy, po aresztowaniu szefa Amber Gold przez kilka kolejnych dni dyskutowano sposób w jaki osoba karana za przestępstwa finansowe nadal mogła być szefem spółki. A ostatnio o niczym innym nie dyskutuje się w mediach jak tylko o opłatach związanych z wypłatą (wcześniejszą) środków zgromadzonych na polisach inwestycyjnych. Stałym tematem stała się również dyskusja nt produktów finansowych, które nie za bardzo dają się dopasować do potrzeb przeciętnego inwestora, a mimo to są powszechnie sprzedawane (np. pod postacią tzw. produktów strukturyzowanych). To oczywiście ważne tematy, ale tak naprawdę stanowią jedynie wąski fragment zdecydowanie szerszego obrazu i chyba nie zasługują na tak dużą uwagę. Bo po pierwsze czy naprawdę poczulibyśmy się lepiej, gdyby prezes Amber Gold nigdy nie był karany? Albo, gdyby funkcję prezesa wszystkich spółek tej grupy pełniła żona prezesa (o ile pamiętam niekarana)? Albo, czy uspokoi nas informacja, że od jutra firmy ubezpieczeniowe nie będą mogły stosować opłat (w praktyce „kar") za rezygnację z ich produktów przed upływiem 5 lat? Być może wynika to z faktu, że moja wiedza o rynku finansowym jest większa niż przeciętnego „Nowaka", ale mnie takie zmiany w żaden sposób nie zadowolą. Dlaczego mamy zezwolić, aby firmy typu Amber Gold w ogóle działały na rynku? Czy naprawdę uważamy, że oferowanie produktów inwestycyjnych, które nigdy (albo jedynie z niewielkim prawdpodobieństwem) są w stanie przynieść ich nabywcy dochód ma cokolwiek wspólnego z wolnością prowadzenia działalności gospodarczej? Czy w praktyce nie jest tak, że obie te sytuacje z perspektywy inwestora są takie same - zarówno klient Amber Gold jak i „agresywnej" instytucji finansowej mają bowiem prawo czuć się oszukanymi. A czy w takim nie jest w naszym wspólnym interesie eliminowanie tego typu podmiotów, produktów i sytuacji z rynku? Mówiąc o wspólnym interesie mam na myśli szereg różnych instytucji, poczynając od rządu, Sejmu, Komisji Nadzoru Finansowego, Rzecznika Ubezpieczonych... a kończąc na organizacjach samorządowych, izbach zawodowych i w końcu samych instytucjach finansowych. Zanim ktoś zarzuci mi, że takie spojrzenie jest naiwne to zadam proste pytanie - kto mógłby odnieść największe korzyści z (umownie to nazywając) podniesienia jakości usług finansowych w Polsce? Trudne pytanie? Nie, banalnie proste - odpowiedź brzmi - wszystkie wskazane wcześniej podmioty. Dlaczego w takim razie takich działań wciąż się nie podejmuje? Tutaj odpowiedź nie jest już tak łatwa. Moim zdaniem podstawowym problemem jest „brak gospodarza". Skoro tyle różnych instytucji miałoby się w to zaangażować to zdecydowanie potrzebny jest ktoś kto te wszystkie działania skoordynuje, który będzie w stanie zarządzać sprzecznymi często interesami, który będzie umiał pogodzić dwie skrajne (w polityce i finansach) perspektywy - krótką i długoterminową. „Naturalnie" takim kimś mógłby być rząd lub organ nadzoru i rzeczywiście oczekiwałbym właśnie z tej strony inicjatywy rozpoczęcia tego typu prac. Czy rzeczywiście rząd jest najwłaściwszy do pełnienia tej roli nie wiem, ale zakładam, że to właśnie z tej strony powinien pójść impuls do zmian. Obawiam się jednak, że szansa na takie zmiany jest raczej niewielka. O wiele łatwiej bowiem dyskutować o kwestiach wysokości prowizji dla agenta, czy błędu sędziego, który rejestrując spółkę nie sprawdził wystarczająco dokładnie „kompetencji" osoby jej prezesa, niż zająć się zidentyfikowaniem dużo ważniejszych i systemowych problemów związanych z rynkiem finansowym. A o jakich systemowych kwestiach tak naprawdę mówimy? Jak rzeczywiście opisać można problem, którego „wizualizację" stanowią przypadek Amber Gold, czy też przykład banku sprzedającego swoim klientom „średnio atrakcyjne produkty inwestycyjne"? Niestety tych problemów jest wiele. Ja natomiast skoncentruję się jedynie na tych, które są mi najbliższe i na których (jak mi się wydaje) przynajmniej trochę się znam:

-         Po pierwsze na modelu dystrybucji produktów finansowych,

-         Po drugie na jakości podmiotów operujących na rynku usług finansowych,

-         I po trzecie na roli Państwa i jego organów w procesie ochrony interesów inwestorów.

Celowo pominałem na tej liście kwestie uczciwości i etyki, którymi to zasadami powinny (co oczywiste) kierować się w swojej działalności instytucje działające na rynku finansowym. Zdecydowanie nie mam tutaj żadnych „przełomowych" pomysłów. Dodatkowo uważam, że w tym zakresie umiejętna kombinacja dobrego prawa, działań organów kontrolnych oraz mechanizmy wolnego rynku zapewnią, że tak rozumiany rynek (a więc zbiór różnego typu instytucji i zasad) w miarę efektywnie będzie jednak eliminował takie nieuczciwe praktyki.

Na początek zajmijmy się więc modelem dystrybucji produktów finansowych. Na początek przykre (a właściwie przygniatające dla mnie) „oświadczenie" - otóż nie wiem co należy zrobić, myślę jedynie, że wiem co stanowi problem (przynajmniej częściowo). Skoro już przyznałem się do własnej ignoracji to czas to udowodnić. W dyskusji o „nieuczciwych" firmach ubezpieczeniowych oraz bankach, które sprzedają mało atrakcyjne produkty nieźle na tym same zarabiając zapominamy o tym, że system prowizyjny jest dominującym modelem wynagradzania dziesiątek tysięcy ludzi, którzy pracują w Polsce (i to nie tylko na rynku finansowym) i to z pominięciem tzw. sprzedaży bezpośredniej z jej karykaturalną formą „organizowania wycieczek dla emerytów w towarzystwie uzdrawiających pościeli i garnków zamieniających kotlet schabowy w uzdrawiającego łososia pełnego tłuszczy Omega 3". W modelu prowizyjnym funkcjonują właściwie wszyscy doradcy finansowi oferujący nam kredyty hipoteczne, agenci sprzedający ubezpieczenia (nie tylko polisy inwestycyjne, ale równiez ubezpieczenia domów, samochodów itp.), dystrybutorzy funduszy inwestycyjnych itd. Warto pamiętać, że również część przychodów banków pochodzi z prowizji - w tym ostatnim przypadku mówiąc o bankach nie mam na myśli ich roli „wystawcy - emitenta" produktu (kredyt, lokata), ale pośrednika, który np. do swojej karty kredytowej dodaje ubezpieczenie wypadkowe (najczęściej zresztą o niewielkiej sumie ubezpieczenia i długiej liście wyłączeń odpowiedzialności). Jak widać (czysto hipotetyczne) zlikwidowanie takiego modelu wynagradzania dotyczyłoby tysięcy osób i setek podmiotów gospodarczych. Podobnie zresztą jak ewentualny powszechny (?) obowiązek ujawniania prowizji wcale nie będzie dotyczyć wyłącznie agentów ubezpieczeniowych. Warto jednocześnie zadać sobie pytanie, czy istnieje alternatywna metoda sprzedaży produktów finansowych? Pewnie tak, np. płacenie za doradztwo bezpośrednio pośrednikowi - doradcy. Czy taki model ma szanse zadziałać w Polsce? Nie sądzę - odpowiedzmy sobie bowiem na pytanie ile sami gotowi jesteśmy zapłacić za pomoc „doradcy finansowego" (proszę wybaczyć cudzysłów, ale z praktyki wiem, że część z tych doradców o doradztwie wie naprawdę niewiele) w wyborze funduszu inwestycyjnego, czy znalezieniu najlepszego na rynku kredytu hipotecznego - 20 zł, a może 5 000 zł? Oczywiście takie podejście byłoby najprostsze i gwarantowało pełen obiektywizm porady. Niestety poza pytaniem, ilu z nas gotowych byłoby za taką poradę zapłacić pojawia się szereg innych pytań, np. od czego koszt takiej usługi miałby zależeć, od skuteczności porady? A czy naprawdę doradca może odpowiadać np. za wynik inwestycyjny funduszu? A może od wielkości portfela klienta? A czym się w takim razie różni jego usługa dla inwestora A dysponującego 10 tys zł i inwestora B szukającego pomysłu na zainwestowanie 1 miliona złotych? Jak widać prostych odpowiedzi nie ma, pytań zaś pojawia się niezwykle dużo. W efekcie problem jest bardzo rzeczywisty i wciąż niewiele krajów w Eropie skutecznie się z nim zmierzyło.

Przechodząc do kwestii jakości podmiotów operujących na rynku finansowym chciałbym się jedynie skoncentrować na drobnym jego wycinku, a mianowie na biznesie agencyjnym. Przypomina mi się w tym miejscu rozmowa ze sprzedawcą produktów ubezpieczeniowych, który narzekał, że każdego roku otrzymuje coraz większe plany sprzedaży, a jednocześnie zabiera mu się część prowizji, którą obiecano mu wypłacać od sprzedanych wcześniej produktów. Efekt - sprzedaje więcej, szybciej, mniej się uczy i coraz mniejszą wagę przywiązuje do kwestii satysfakcji klienta. Z drugiej strony firmy ubezpieczeniowe same muszą zwiększać efektywność swojego działania - bo tego „oczekują akcjonariusze". Efekt (na szczęście wcale nie powszechny) łatwo przewidzieć - drogie produkty, sprzedawane byle jak i bez uwzględnienia interesów inwestora. Czy sytuację tą można „przełożyć" na inne segmenty rynku finansowego. Obawiam się, że tak i że w praktyce dotyczy to właściwie wszystkich kanałów sprzedaży produktów detalicznych, w tym również tzw. okienek bankowych, gdzie z każdym rokiem spotykamy coraz młodszych „doradców", coraz gorzej wykształconych i pewnie wcale nie najlepiej wynagradzanych. A jedynie nielicznych z nas stać na usługi bankowości prywatnej, gdzie rzeczywiście standard serwisu bywa najczęściej zdecydowanie wyższy. I znowu - co zrobić, żeby tą sytuację zmienić? W tym zakresie możliwości wydaję się być właściwie bez liku, poczynając od wprowadzania wymogów komptetencyjnych (stopnie zawodowe), które muszą spełnić osoby pracujące na rynku, poprzez licencjonowanie samych podmiotów, a kończąc na egzekwowaniu odpowiedzialności doradców za działania podejmowane wbrew interesowi inwestora. Tutaj jest rzeczywiście szerokie pole do popisu.

No i w końcu trzeci, ostatni element, o którym chciałem napisać - rola Państwa i jego organów w procesie ochrony interesów inwestorów. Zakładam, że zbyt często słyszymy z ust urzędników państwowych, że „ta kwestia leży poza moimi kompetencjami", lub że „nasza instytucja nie ma inicjatywy ustawodawczej by zmienić prawo w tym zakresie". Kiedy słyszę tego typu argumenty to zawsze się zastanawiam, czy naprawdę trzeba mieć jakieś wyjątkowe  „kompetencje" lub specjalną „inicjatywę", aby zmieniać te elementy naszej rzeczywistości, które działają wbrew zdrowemu rozsądkowi i podstawowym zasadom uczciwości, a często w ten sposób również niezgodnie z prawem? Czy naprawdę potrzeba nam tutaj jakiś wielkich zmian systemowych, czy nie wystarczy po prostu dobra wola i właściwe podejście do swoich obowiązków? A może (łatwy i przyjemny eksperyment) wyślijmy 2 tysiące urzędników do „wzorcowego kraju Unii" (proponuję Niemy, Danię lub Holandię) na 12 miesięczną „praktykę", a po powrocie powiedzmy im „działajcie w sposób, w jaki nauczyliście się za granicą". Gwarantuję, że 50% barier prawnych zniknie, bo okaże się, że wiele spraw można właściwie załatwić od ręki - jedynym warunkiem jest „kierowanie się interesem obywatela". Zakładam też, że podobną miarę można przyłożyć do tak skomplikowanej materii jaką jest rynek finansowy. I gwarantuję - anarchia nam nie grozi, natomiast znaczne polepszenie standardów jak najbardziej. Wierzę, że dobrym przykładem pozostanie jeszcze przez długie lata polski rynek papierów wartościowych. Sposób jego regulacji, standardy i stosowane procedury prawie zawsze się sprawdzały - efektem może być między innymi absolutne bezpieczeństwo transakcji zawieranych na Giełdzie w Warszawie - niegdy nie słyszałem, aby ktoś np. kupił akcje, któtych nie otrzymał, bądź akcje sprzedał i nigdy nie dostał za nie zapłaty. Dobrych przykładów mamy wiele, niestety tych złych też nie mało - choć to akurat dobre w momencie, gdy chcemy rzeczywiście „naprawiać rzeczywistość".

No i na koniec - w ramach podsumowania - czas na przepowiednię, opis rzeczywistości roku 2020. Polska Giełda należy wówczas do trzech największych w Europie (zaraz za Londynem i Paryżem), „chwilówki" nie kojarzą się już Polakom z jedynym miejscem, gdzie można jeszcze zaciągnąć kredyt, słowo „para" zniknęło z języka finansowego, a więc nie mamy już parabanków (takich, które udzielają kredytów z trzycyfrowym efektywnym oprocentowaniem - kto nie wierzy niech przyjrzy się nieco dokładniej reklamom w mediach), agenci zarabiają nawet więcej niż kiedyś, choć teraz muszą sprzedawać więcej produktów i po niższych marżach. I w końcu najważniejsze - poziom zaufania Polaków do instytucji finansowych (a tym samym państwa) przekracza średnią europejską.

Emerytura
Emerytura z giełdy to nie tylko hasło
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Emerytura
Europejska emerytura – jakie korzyści widzą Polacy w OIPE
Emerytura
Europejska emerytura dla polskich seniorów. Czym jest OIPE i jak oszczędzać w euro?
Emerytura
Polski system emerytalny z oceną dostateczną. Spadek w rankingu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Emerytura
Ile wynosi średnia emerytura w Niemczech? Nasi sąsiedzi podnoszą wiek emerytalny