Kłopotliwe parabanki

Osoby, które powierzyły pieniądze firmie Amber Gold są w coraz większych opałach. Tymczasem resort finansów, NBP i KNF szykują wielką kampanię ostrzegającą przed tego typu instytucjami, nazywanymi parabankami. Bo choć nie mają licencji, działają podobnie. Różnica tkwi w tym, że bez nadzoru a klienci nie mają gwarancji na odzyskanie środków. Money.pl prześwietlił działalność kontrowersyjnych firm

Publikacja: 03.08.2012 12:38

W Polsce sektor parabankowy dopiero raczkuje, tymczasem na świecie stanowi już niemal 30 procent całego globalnego systemu finansowego i równowartość połowy tradycyjnego systemu bankowego. Według szacunków Rady Stabilności Finansowej jeszcze w 2002 roku aktywa parabanków na świecie były warte 27 bilionów dolarów, natomiast w 2010 roku wynosiły 60 bilionów dolarów.

W Polsce wygląda to znacznie skromniej. Analitycy firmy Deloitte szacują, że wartość krajowego rynku instytucji nie objętych nadzorem bankowym wynosi 2 miliardy złotych. To oznacza, że ich udział w sektorze bankowym to zaledwie 0,4 procent. Andrzej Topiński z Biura Informacji Kredytowej zwraca uwagę na fakt, że liczba udzielanych kredytów spadła o ponad 20 procent w pierwszym kwartale, wcześniej było to kilka procent. - Można domniemywać, że banki oddały pola innym firmom pożyczkowym - dodaje Topiński.

Rzecznik NBP Przemysław Kuk mówi, że nie ma szczegółowych danych na temat instytucji parabankowych.

- Nie bez powodu są nazywane sektorem shadow banking. Nie są kontrolowane przez instytucje publiczne jak np. KNF i najczęściej działają na podstawie kodeksu cywilnego oraz ustawy o kredycie konsumenckim. Niemal każdy może wejść na ten rynek i z niego wyjść - zaznacza Przemysław Kuk.

Organizatorzy kampanii przeciwko parabankom uczulają przede wszystkim przed firmami depozytowymi. Na te instytucje szczególną uwagę zwraca KNF umieszczając firmy podejrzane o przyjmowanie lokat umieszczając je na liście obostrzeń. W tym momencie znajduje się na niej 16 podmiotów.

Spółki na cenzurowanym:

Lista skupia całe spektrum firm. Z właścicielami Flexworld, DobraLokata, Weksel Banku czy Gogo20 nie sposób się skontaktować. Inaczej przedstawia się sytuacja np. Kasomatu i Care&Cash. Przedstawiciele obu spółek twierdzą, że nigdy nie prowadziły działalności depozytowej, a biznes opiera się na udzielaniu pożyczek z własnych środków.

Prezes Care&Cash Łukasz Koralecki zaznacza w rozmowie z Money.pl, że sprawa jest właśnie wyjaśniana.

- Zostaliśmy niesłusznie wpisani na listę KNF, nigdy nie przyjmowaliśmy depozytów. Zajmujemy się jedynie pożyczkami i obsługą sieci teleinformatycznych - tłumaczy prezes. Czyżby KNF umieścił uczciwe firmy bez podstaw? Sam Urząd Komisji zaznacza, że są to firmy jedynie podejrzane.

Lokaty znajdujące się w parabankach nie są objęte żadną gwarancją. Oznacza, to że w przypadku kłopotów finansowych instytucji przyjmującej wkłady, możemy nie odzyskać naszych oszczędności. W normalnych bankach zgromadzone na kontach i lokatach pieniądze są objęte Bankowym Funduszem Gwarancyjnym. Oznacza, to że w przypadku kłopotów banków, BFG ma obowiązek wypłacić oszczędności do wysokości 100 tysięcy euro.

Mimo to, popularność oszczędnościowych parabanków rośnie. Najbardziej znaną instytucją jest Amber Gold, jednak schemat działania takich firm jest podobny.

Oferują one znacznie wyższe oprocentowanie niż na tradycyjnych lokatach. Żeby wyróżnić się na tle banków, przedstawiają odsetki jako premię za przeznaczenie środków na pewien rodzaj inwestycji. Amber Gold oferuje zakup sztabek złota, DobraLokata działa na rynku nieruchomości, a Perfect Trade angażuje się w rynek metali szlachetnych.

Podczas, gdy lokaty na tradycyjnych lokatach ledwo przewyższają inflację, oprocentowanie rzędu kilkunastu procent znajduje wielu chętnych. Roczna lokata w największym polskim banku - PKO BP - daje zysk 2,8 proc. w skali roku. Dla porównania Amber Gold oferował minimum 10 procent rocznie.

Duża część klientów nie rozumie ryzyka związanego z tego typu inwestycjami. Częściowo odpowiedzialność za taką sytuację biorą same instytucje parabankowe, które reklamując się pomijają aspekty ryzyka, przedstawiając jedynie cząstkowe informacje dotyczące potencjalnych zysków.

Rosnąca siła instytucji parabankowych oraz niewiedza klientów dotycząca ryzyka lokat, depozytów oraz kredytów sprawiła, że najważniejsze instytucje rynku finansowego w Polsce połączą siły i ruszą z kampanią reklamową, która ma edukować i ostrzegać przed instytucjami parabankowymi.

Komisja Nadzoru Finansowego, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, Narodowy Bank Polski, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsument, Komenda Główna Policji oraz Ministerstwo Finansów będą przestrzegać przed firmami bez nadzoru bankowego za pomocą telewizji, internetu oraz ulotek.

- Planujemy taką kampanię, na razie jest za wcześnie żeby mówić o szczegółach, gdyż akcja jest jeszcze w fazie projektu - mówi Money.pl Katarzyna Mazurkiewicz z KNF.

- Większość Polaków nie potrafią odróżnić instytucji objętych Bankowym Funduszem Gwarancyjnej od tych, które nie mają takiego zabezpieczenia. W związku z czym podwójnie ryzykują powierzając komuś swoje oszczędności - mówi rzecznik prasowy Narodowego Banku Polskiego Przemysław Kuk. - Niewielu ludzi czyta umowy, nie rozumie różnicy między nominalny oprocentowaniem a rzeczywistą stopą kredytu, to tutaj leży prawdziwy problem. Często ludzie bezgranicznie wierzą w reklamy. Zdarzają się do sytuacje, że ktoś traci dom, ponieważ wziął gigantycznie oprocentowaną chwilówkę nie czytając dokładnie umowy.

W Polsce sektor parabankowy dopiero raczkuje, tymczasem na świecie stanowi już niemal 30 procent całego globalnego systemu finansowego i równowartość połowy tradycyjnego systemu bankowego. Według szacunków Rady Stabilności Finansowej jeszcze w 2002 roku aktywa parabanków na świecie były warte 27 bilionów dolarów, natomiast w 2010 roku wynosiły 60 bilionów dolarów.

W Polsce wygląda to znacznie skromniej. Analitycy firmy Deloitte szacują, że wartość krajowego rynku instytucji nie objętych nadzorem bankowym wynosi 2 miliardy złotych. To oznacza, że ich udział w sektorze bankowym to zaledwie 0,4 procent. Andrzej Topiński z Biura Informacji Kredytowej zwraca uwagę na fakt, że liczba udzielanych kredytów spadła o ponad 20 procent w pierwszym kwartale, wcześniej było to kilka procent. - Można domniemywać, że banki oddały pola innym firmom pożyczkowym - dodaje Topiński.

Pozostało 83% artykułu
Materiał Partnera
Zainwestuj w przyszłość – bez podatku
Materiał Partnera
Tak możesz zadbać o swoją przyszłość
Emerytura
Wypłata pieniędzy z PPK po 2 latach oszczędzania. Ile zwrotu dostaniemy
Emerytura
Autozapis PPK 2023. Rezygnacja to dobry pomysł? Eksperci odpowiadają
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Emerytura
Emeryci ograniczają wydatki. Mają jednak problemy z długami