W Polsce sektor parabankowy dopiero raczkuje, tymczasem na świecie stanowi już niemal 30 procent całego globalnego systemu finansowego i równowartość połowy tradycyjnego systemu bankowego. Według szacunków Rady Stabilności Finansowej jeszcze w 2002 roku aktywa parabanków na świecie były warte 27 bilionów dolarów, natomiast w 2010 roku wynosiły 60 bilionów dolarów.
W Polsce wygląda to znacznie skromniej. Analitycy firmy Deloitte szacują, że wartość krajowego rynku instytucji nie objętych nadzorem bankowym wynosi 2 miliardy złotych. To oznacza, że ich udział w sektorze bankowym to zaledwie 0,4 procent. Andrzej Topiński z Biura Informacji Kredytowej zwraca uwagę na fakt, że liczba udzielanych kredytów spadła o ponad 20 procent w pierwszym kwartale, wcześniej było to kilka procent. - Można domniemywać, że banki oddały pola innym firmom pożyczkowym - dodaje Topiński.
Rzecznik NBP Przemysław Kuk mówi, że nie ma szczegółowych danych na temat instytucji parabankowych.
- Nie bez powodu są nazywane sektorem shadow banking. Nie są kontrolowane przez instytucje publiczne jak np. KNF i najczęściej działają na podstawie kodeksu cywilnego oraz ustawy o kredycie konsumenckim. Niemal każdy może wejść na ten rynek i z niego wyjść - zaznacza Przemysław Kuk.
Organizatorzy kampanii przeciwko parabankom uczulają przede wszystkim przed firmami depozytowymi. Na te instytucje szczególną uwagę zwraca KNF umieszczając firmy podejrzane o przyjmowanie lokat umieszczając je na liście obostrzeń. W tym momencie znajduje się na niej 16 podmiotów.