Obecnie punktem odniesienia (tzw. benchmarkiem) do oceny wyników z inwestycji osiąganych przez otwarte fundusze emerytalne jest przeciętna stopa zwrotu wypracowana przez wszystkie działające podmioty. Ten mechanizm od dawna jest krytykowany przez zarządzających OFE. Ich zdaniem potrzebny jest bowiem zewnętrzny benchmark, który będzie składał się z indeksu akcji i obligacji. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego rozważa obecnie inne rozwiązania. Nowy benchmark – jak dowiedziała się „Rz" - nazwany przez ekspertów nadzoru stopą referencyjną, miałby składać się nie tylko z indeksów akcji i obligacji, ale także inflacji. To miałoby być korzystne rozwiązanie dla klientów OFE, bo - zdaniem nadzoru – umożliwiłoby utrzymanie co najmniej realnej wartości gromadzonego kapitału Polaków w funduszach.
Nowy benchmark to tylko jeden z elementów koncepcji (nie jest to jeszcze oficjalne stanowisko Komisji, a materiał ekspercki) przedstawionej szefom towarzystw, które są członkami Lewiatana. System oceny efektywności OFE składa się jeszcze z marginesu zmienności, czyli wartości o jaką może odchylić się stopa zwrotu OFE bez większych konsekwencji finansowych dla towarzystwa, ale i bez dodatkowych przychodów za ponadprzeciętne stopy zwrotu. Dziś OFE muszę wypracować tzw. minimalną wymaganą stopę zwrotu, a jeśli to się im nie uda towarzystwa muszą dopłacić do rachunków klientów.
W propozycji nadzoru, ocena polityki inwestycyjnej odbywałaby się co kwartał za okres 5 lat (obecnie ocenia się OFE za 3 lata, ale co pół roku). Uśredniona stopa zwrotu OFE za 5 lat porównywana byłaby z benchmarkiem oraz marginesem zmienności.
Pomysł nie podoba się zarządzającym OFE. Zwłaszcza propozycja, aby w skład benchmarku do oceny ich inwestycji wchodziłby wskaźnik inflacji.
- Proponowany benchmark nie jest inwestowalny. Nie jest kontr cykliczny, tylko pro cykliczny. Powoduje, że w czasie spadków na giełdzie, albo tuz po ich zakończeniu zarządzający staną przed presją by sprzedawać akcje, nawet jeśli wewnętrznie nie zgadzają się z tym – mówi osoba z branży.