Potrzeba zmian przepisów dotyczących pracowniczych programów emerytalnych dla wielu jest oczywista. I nie jest to jedynie opinia doradcy pomagającego pracodawcom tworzyć te programy. Jest to również postulat firm, które utworzyły taki program, a często także wniosek z rozmów z pracodawcami, którzy wybrali inną formę planu emerytalnego dla swoich pracowników. Choć obie grupy mają różne spojrzenie na programy emerytalne to jednak część opinii wydaje się być wspólna. Przyjrzyjmy się tym najbardziej popularnym.
Jednym z najczęściej podnoszonych zarzutów pod adresem programów ustawowych (będziemy w ten właśnie sposób nazywać pracownicze programy emerytalne - ppe) jest to, że sposób tworzenia ppe jest zbyt sformalizowany, za długi, w efekcie kosztuje zbyt dużo czasu, energii i wymaga znacznego zaangażowania pracodawcy. Czy tak rzeczywiście jest? Przecież przepisy ustawy o PPE są w miarę precyzyjne, a więc wystarczy jedynie ich przestrzegać, by Komisja Nadzoru Finansowego zarejestrowała program. Dodatkowo KNF w procesie rejestracji musi stosować procedury (w tym terminy) określone w kodekscie postępowania administracyjnego, a te dają urzędowi miesiąc na załatwienie sprawy (czytaj wpisanie ppe do rejestru).
Niestety oba argumenty, choć prawdziwe nie zawsze odpowiadają prawdzie. Po pierwsze nawet najbardziej precyzyjne przepisy regulujące sposób funkcjonowania konkretnej dziedziny życia (tutaj PPE) nigdy nie są w stanie regulować wszystkich, nawet najdrobniejszych elementów. Po drugie przepisy stosują ludzie, a ci (jak każdy z nas) kierują się w swoim postępowaniu szeregiem różnych motywów (i nie mam tutaj na myśli żadnych „niecnych motywów"), próbując rozwiązać oczywiste sprzeczności interesów towarzyszące procesowi rejestracji. Tam gdzie pojawiają się kwestie dyskusyjne tam również – zgodnie z KPA – urząd ma prawo zamiast miesięcznego terminu rozpatrzenia sprawy stosować 3-miesięczny. W efekcie nie rzadko PPE jest „rejestrowany" przez kilka miesięcy, a treść umowy znacznie różni się od tej złożonej w pierwotnym wniosku do Komisji.
W tym miejscu można wręcz zaryzykować tezę, że proces rejestracji w praktyce często przypomina znacznie bardziej sformalizowaną i skomplikowaną procedurę licencyjną, nie zaś prostą „rejestrację" i wpis programu do rejestru PPE. W tym kontekście pojawia się oczywiste pytanie, czy taka właśnie była intencja ustawodawcy?
A może warto rozważyć nieco inne podejście i np. (wzorem innych krajów) rozważyć wprowadzenie dwóch alternatywnych podejść: