Rząd rozważa, czy zaproponować docelowo wyższy poziom składki do OFE. Projekt zakładał, że składka do funduszy spadnie z 7,3 proc. pensji ubezpieczonych do 2,3 proc., a docelowo od 2017 r. do 3,5 proc.
Michał Boni, szef doradców premiera i autor zmian w OFE, wyszedł z pomysłem, że rząd przeanalizuje powrót składek do OFE po ośmiu – dziesięciu latach do poziomu 4,5 – 5 proc. Taką propozycję w tym tygodniu przedstawi partnerom społecznym. – Na posiedzeniu Komisji Trójstronnej taka propozycja nie padła. Jeśli się pojawi, to ją rozważymy – mówi Henryk Nakonieczny z „Solidarności”.
Zdaniem ekspertów, choć zmiana idzie w dobrym kierunku, ma jeden podstawowy minus – czas, w jakim miałaby wejść w życie. – Podniesienie składki za osiem – dziesięć lat wydaje się długą perspektywą. Wiąże się z ryzykiem niedotrzymania tej zapowiedzi. Każde opóźnienie w innych reformach otwiera bowiem na nowo dyskusję, czy należy rzeczywiście zwiększyć składkę do OFE. Lepszym rozwiązaniem byłoby ustalenie poziomu składki od razu po uzyskaniu konsensusu – ocenia Paweł Pytel, prezes Aviva PTE. Dla Jeremiego Mordasewicza z PKPP Lewiatan perspektywa ośmiu – dziesięciu lat także jest zbyt długa. Lewiatan opowiada się za powrotem do wyższej składki za trzy lata.
Profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC (organizacja jest za wycofaniem projektu rządowego), uważa, że nie można się wypowiadać za przyszłe rządy. – Wartość tej propozycji jest żadna, chyba że byłaby częścią proponowanej ustawy. Jeśli zmiana poziomu składki wymuszona jest sytuacją fiskalną, to za trzy – cztery lata wróćmy do czegoś, co jest dobre – mówi prof. Gomułka. – Za osiem – dziesięć lat nikt nie będzie zdeterminowany, by zwiększać wysokość składki. Kraje bałtyckie obniżały składkę na okres dwóch – trzech lat – podkreśla Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista FOR.
Zdaniem Mordasewicza powrót do 7,3-proc. składki nie jest możliwy ze względu na wysoki deficyt – zdecydowanie wypowiedział się na ten temat Michał Boni – a najniższy akceptowalny poziom wynosi 5,5 proc.