Minister Michał Boni, szef doradców strategicznych premiera, przekonywał w środę w Sejmie, że reforma emerytalna jest konieczna, bo obecny system jest za drogi dla państwa. Tymczasem prof. Leszek Balcerowicz podkreśla, że debata na temat tych zmian sprowadza się do demagogii.
Michał Boni zmiany zaproponowane przez rząd określił jako wybór równowagi między odpowiedzialnością za „dzisiaj” i za „przyszłość”. Polegają one na propozycji obniżenia składki do OFE z 7,3 do 2,3 proc. Docelowo, od 2017 r. mają otrzymywać 3,5 proc. Różnica ma trafiać na nowe subkonto emerytalne w ZUS. W tej instytucji każdy ubezpieczony ma już konto emerytalne, na które idzie 12,22 proc. ich pensji.
Michał Boni argumentował, że decyzja o podziale składki to wynik groźnego wzrostu deficytu i długu publicznego. – Jeśli system emerytalny z OFE nie zostanie zmieniony lub skorygowany, to nie ma takich cięć, które zrównoważyłyby narastanie długu – mówił zaś premier Donald Tusk, odpowiadając posłom na pytania.
Dodał, że przepisy europejskie, które nazwał „idiotycznymi”, powodują, że te same pieniądze, tych samych emerytów, księgowane w ZUS nie obciążają długu publicznego, a zapisywane w OFE obciążają ten dług. Chodzi zaś o unijną metodologię liczenia długu i deficytu. Co ciekawe, jeszcze kilka tygodni temu rząd obwieścił sukces w negocjacjach z UE właśnie na ten temat. – Deficyt sektora finansów publicznych w tym roku, po przeprowadzeniu zmian w OFE, wyniesie nieznacznie powyżej 6 proc. PKB – poinformował minister finansów Jacek Rostowski.
Prof. Leszek Balcerowicz w środę powtórzył, że kampania rządowa dotycząca zmian w systemie emerytalnym jest „wyjątkowo nierzetelna i nieuczciwa”. Apelował do mediów o krytyczne spojrzenie na wypowiedzi rządu i osób z nim związanych, które często są wyłącznie demagogią. Podkreślił, że OFE stały się „chłopcem do bicia”, mimo że działają w warunkach uchwalonych przez rząd. A we wrześniu, gdy przyjmowano budżet, nic nie wskazywało, że pojawi się taka propozycja.