Premier Donald Tusk nazywa propozycje zman w systemie emerytalnym „środkową drogą”, możliwie bezpieczną dla finansów publicznych i przyszłych i obecnych emerytów. Zakładają one trwałe obniżenie składki do funduszy emerytalnych. Zamiast 7,3 proc. naszych wynagrodzeń będą otrzymywać 2,3 proc., a docelowo od 2017 roku 3,5 proc. Różnica trafi na specjalne dodatkowe konto emerytalne w ZUS i będzie waloryzowana inaczej niż istniejące już konto emerytalne w tej instytucji, na które idzie 12,22 proc. wynagrodzenia. Obniżenie składki do OFE ma im zrekompensować możliwość dokonywania dodatkowych i dobrowolnych wpłat przez ich klientów (około 15 mln Polaków), które będzie można odliczyć od podstawy opodatkowania. Eksperci podkreślają, że to krok ratujący budżet i oznacza demontaż obecnego systemu emerytalnego.
– To wyraźne zasypywanie dziury budżetowej – mówi Anna Bańkowska z SLD (była prezes ZUS). Ale równocześnie zapowiada, że jej klub nie będzie przeszkadzał rządowi w tych zmianach. – Jeśli nie to rozwiązanie, to rząd zacznie ciąć na oślep wydatki i stracą na tym najbiedniejsi oraz ucierpi polityka społeczna – mówi Bańkowska. Pomysły rządowe PO poprze PSL. – Jest to kompromisowa decyzja – mówi Jan Łopata z PSL. Natomiast z jednoznacznym poparciem nie wystąpił jeszcze prezydent Bronisław Komorowski. Minister w jego kancelarii Sławomir Nowak powiedział w piątek, że „jest gotów sobie wyobrazić sytuację”, w której – jak w przypadku ustawy o finansach publicznych – prezydent wprowadzi zmiany do przyszłej ustawy o otwartych funduszach emerytalnych.
Prawo i Sprawiedliwość zapowiada z kolei, że złoży własny projekt zmian.. – Mamy nadzieję, że trafi on do prac w Komisji Sejmowej – mówi Beata Szydło z PiS. Projekt zakłada m.in. dobrowolność uczestnictwa w OFE.
Klub Polska Jest Najważniejsza także niedawno przedstawił własne propozycje zmian w II filarze. Partie oczekują dalszej dyskusji w Sejmie.
Zdaniem ekspertów wejście w życie ustawy w kwietniu 2011 r. – jak zapowiedział premier – jest mało realne.