– OFE nie zapewnią nam rozwiązania problemów emerytalnych. Nie oszczędzamy więcej ani jako państwo, ani jako obywatele – Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska, żałuje, że debata o systemie emerytalnym nie jest skoncentrowana na wyzwaniach emerytalnych, lecz na tym, co zrobić z samymi OFE.
Większość ekonomistów, z którymi rozmawiała „Rz”, ma podobne zdanie. Ale w kwestii OFE są podzieleni. Wyraźnymi przeciwnikami funduszy są ekonomiści związani z Centrum im. A. Smitha. – Nic, co działa w przestrzeni publicznej, szczególnie ekonomicznej, nie będzie efektywne, jeśli będzie obowiązkowe – wyjaśnia Andrzej Sadowski. – A OFE nie tylko są obowiązkowe, dostały też przywilej inwestowania pieniędzy emerytalnych. Takiego prawa nie mają inne instytucje finansowe.
Z kolei prof. Jerzy Osiatyński zwraca uwagę na bardzo wysokie koszty związane z utrzymaniem systemu. – Nie przewidzieliśmy tego, że opóźni się likwidacja przywilejów emerytalnych, spowolni prywatyzacja – przyznaje. Profesor wylicza, że dziś wszystkie koszty związane z OFE sięgają 1,8 proc. PKB. – To jest nie do utrzymania, musimy, nie demontując systemu, zmieścić go w ramach, które da się unieść – twierdzi.
Zmiany proponuje też Arkadiusz Krześniak, ekonomista Deutsche Banku. – Z punktu widzenia inwestora indywidualnego najlepiej byłoby stopniowo wyprowadzić pieniądze z II do III filara – wyjaśnia. – Z kolei z punktu widzenia budżetu należałoby znaleźć pośrednie rozwiązanie pomiędzy likwidacją II filara a utrzymaniem obecnego stanu rzeczy.
Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową uważa, że OFE padły ofiarą nieudolnych ministrów finansów. – Należy dokończyć zaniechane reformy, w tym wydłużyć wiek przechodzenia na emeryturę i zmniejszyć systemy uprzywilejowane – twierdzi i dodaje, że to w tych nierozwiązanych kwestiach tkwi problem finansów publicznych, a nie w OFE. – Żadnych nerwowych ruchów – przestrzega.