Wkrótce system otwartych funduszy emerytalnych ma być zmieniony, o czym mówią kolejne projekty ustaw i poprzedzające je opracowania. Trudno odmówić autorom tych opracowań dobrych intencji w dążeniu do poprawy wcześniejszego systemu. Trudno jednak nie mieć wątpliwości co do kierunku proponowanych zmian. Budzi je proponowany wysoki i przez długi okres niezmienny udział akcji w portfelach OFE oraz trwanie branży przy kosztownej formule zarządzania aktywnego.
[srodtytul]Rosyjska ruletka[/srodtytul]
Jako uzasadnienie proponowanego dużego udziału akcji w subfunduszach ”wzrostowych” OFE podaje się argument mówiący, że w długim okresie spadki i wzrost cen akcji znoszą się wzajemnie, co sprawia, że emeryci nie poniosą strat, a uzyskają premię za to, że duża część ich oszczędności będzie lokowana w papierach ryzykownych.
Jest to argument przemawiający do wyobraźni, a intuicyjnie wydaje się wręcz oczywisty. Problem jest w tym, że ma słabe, potwierdzenie w badaniach empirycznych. Powrót do średniej jest na rynku kapitałowym tendencją znacznie słabszą, niż mogłoby się nam intuicyjnie wydawać. Mimo to wydłużanie okresu inwestowania i tendencja powrotu do średniej rzeczywiście sprawiają, że im bardziej wydłużymy horyzont inwestycyjny, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo osiągnięcia na rynku akcji dużej (procentowo) ujemnej stopy zwrotu. Kłopot w tym, że wraz z wydłużaniem się horyzontu inwestycyjnego rośnie absolutna wielkość naszych potencjalnych strat. Jak pisał o tym wielokrotnie Zvi Bodie, gdyby towarzystwo ubezpieczeniowe podjęło się sprzedać nam polisę od strat, które moglibyśmy ponieść w wyniku spadku cen akcji, to polisa taka byłaby tym droższa, im dłuższy byłby okres, na który by opiewała.
Byłoby tak właśnie dlatego, że absolutna wielkość potencjalnych strat rośnie w czasie. Wbrew zatem rozpowszechnionemu w tym względzie poglądowi, wydłużanie horyzontu inwestycyjnego nie chroni nas w pełni przed ryzykiem strat na rynku akcji.