Emerytura pod palmami? Dawno powinniśmy o niej zapomnieć. Potwierdzają to najnowsze wyliczenia „Rzeczpospolitej”. Obecne 30-latki, które mają przeciętną pensję, mogą liczyć za 35 lat na świadczenia odpowiadające około 60 procent ich ostatnich miesięcznych zarobków. Gdyby nie wprowadzono reformy emerytalnej, dostaliby nawet o jedną trzecią więcej. Przy obecnej średniej krajowej pensji (3263 zł) różnica między starym i nowym systemem naliczania emerytur wynosiłaby za 35 lat 300 – 600 zł.
Co więcej, nasze wyliczenia pokazują, że w pierwszych latach obowiązywania reformy realna wartość przyznawanych przeciętnych emerytur będzie się zmniejszać. 65-latki kończące pracę w 2034 r. dostaną miesięcznie realnie po 100 zł mniej niż ci, którzy przejdą na emeryturę dziesięć lat wcześniej.
Sytuacja zacznie się poprawiać dopiero około 2050 roku. Zaczną być widoczne efekty preferowania przez obecny system tych, którzy najdłużej oszczędzali w funduszach emerytalnych.
– W Polsce wciąż brakuje świadomości, że emerytura osób, które dopiero rozpoczynają pracę lub pracują tylko kilka lat, będzie zdecydowanie niższa niż ich dziadków czy nawet rodziców – mówi Wiktor Wojciechowski, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Mimo że realna wartość świadczeń w początkowych latach funkcjonowania systemu może spadać, twórcy reformy emerytalnej bronią jej założeń i podkreślają, że dzięki niej nie trzeba podwyższać składek na ubezpieczenia społeczne. Stary system wymagałby coraz większego dofinansowania z budżetu, czyli z podatków. Jeśli gospodarka będzie się dynamicznie rozwijać, a płace szybko rosnąć, realna wartość emerytur nie będzie spadać.