Do Funduszu Rezerwy Demograficznej trafi w ciągu najbliższych dwóch lat 14,67 mld zł, jeśli rządowi uda się skutecznie zrealizować nowy plan prywatyzacyjny. Tyle wynosi bowiem 40 proc. planowanych w tym okresie przychodów z prywatyzacji.
– Nie zmieniamy zasad podziału środków z prywatyzacji – zapewnił Aleksander Grad, minister skarbu. Kilka dni temu pojawiły się zapowiedzi zmniejszenia do 10 proc. wpływów z prywatyzacji trafiających do funduszu.
FRD istnieje od 2002 roku. Wymyślono go jako asekurację od ryzyka demograficznego w nowym systemie emerytalnym. Jest to jedyny fundusz ubezpieczeniowy, jakim zarządza Zakład Ubezpieczeń Społecznych, którego środki inwestuje. Jest zasilany przede wszystkim z części składki emerytalnej (w tym roku jest to 0,35 podstawy wymiaru składki, czyli kwoty wynagrodzenia, od którego obliczane są składki) oraz pieniędzy z prywatyzacji. Teraz ma 6,08 mld zł aktywów.
Jego pieniądze mogą być uruchomione po raz pierwszy w tym roku. Może być użyty wyłącznie do uzupełnienia niedoborów wynikających z przyczyn demograficznych. Ekonomiści pytani przez ”Rz”, czy w sytuacji obecnych kłopotów finansów publicznych i możliwego deficytu w FUS ok. 6 – 8 mld zł do końca roku nie powinien on być choć częściowo wykorzystany do zmniejszenia deficytu FUS, przyznają, że taka możliwość może się okazać bardziej efektywna i tańsza niż zaciąganie przez FUS kredytów. – Odsetki od kredytu czy koszty zmniejszania deficytu finansów publicznych mogą być droższe niż przyszłe niedobory w FUS wynikające z przyczyn demograficznych – uważa Wiktor Wojciechowski, ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, uważa, że rola FRD jest raczej reprezentatywna niż rzeczywista. Przypomina, że FRD głównie inwestuje w papiery skarbowe.