Równie bacznie obserwowany jest udział akcji w portfelach funduszy, który według najnowszych danych KNF wyniósł 32,7 proc. (na koniec marca). OFE w ryzykownych walorach miały ulokowane 62,9 mld zł.
Biorąc pod uwagę, że w lutym 2009 r., czyli u dna ostatniej bessy, udział akcji w portfelach OFE wynosił jedynie 19 proc., jasne staje się, że fundusze są jedną z najpoważniejszych sił napędzających zwyżkę notowań na GPW, a przynajmniej nie przeszkadzających w jej kontynuacji.
Gdyby udział walorów był taki sam jak w lutym ub.r., to OFE miałyby obecnie akcje warte 36,5 mld zł, a nie 62,9 mld zł, tak jak jest to w rzeczywistości. Gdyby zaś fundusze ani nie dokupywały, ani nie sprzedawały akcji od lutego ub.r., to posiadane przez nie walory podrożałyby do ok. 48,8 mld zł (zakładając, że drożałyby w tempie identycznym jak WIG). Ponieważ w rzeczywistości wartość walorów wynosi 62,9 mld zł, to „brakujące” 14,1 mld zł to w dużym uproszczeniu szacunkowa kwota nowych zakupów ze strony OFE.
Można tylko gdybać, czy hossa na GPW byłaby tak silna, gdyby OFE, zamiast kupować akcje, utrzymywały ich udział na stałym poziomie lub go ograniczały. Mechanizm ten przypomina niestety miecz obosieczny, który w trakcie bessy działał w odwrotną stronę – od szczytu WIG w połowie 2007 r. udział akcji w portfelach OFE stopniał z 38,6 proc. do 19 proc., co sprzyjało de facto zwiększaniu się skali przeceny.
[wyimek]Już teraz akcje w posiadaniu OFE są warte prawie 10 mld zł więcej niż u szczytu hossy w 2007 r.[/wyimek]