Rząd chce wprowadzić pracownicze plany kapitałowe (PPK). Będzie to powtórka z otwartych funduszy emerytalnych.
Do PPK też zapiszą nas przymusowo, ale będziemy się mogli z nich wypisać. Co prawda za nakłanianie do tego można będzie trafić na trzy lata do więzienia, ale da się za to skazańcom okazję, by na spacerniaku porozmawiać z jakimś amerykańskim dziennikarzem, który w „New York Timesie” napisze coś o „polskich obozach zagłady” – grozi mu w końcu tyle samo. Nie wystarczy jednak wypisać się raz. Co dwa lata będziemy z powrotem zapisywani – bo może zmienimy zdanie albo tym razem zapomnimy się wypisać?
Jak się pracownik z PPK nie wypisze, to pracodawca będzie musiał dorzucić do jego „oszczędności” dodatkowe 1,5 proc. wynagrodzenia. Obowiązkowo. W dzisiejszej sytuacji na rynku pracy nie będzie z tym problemu. Przypomnę jednak, że koniunktura gospodarcza na świecie nie będzie trwała w nieskończoność. Kiedy trend się odwróci, wysokie koszty pracy znów przyniosą społeczne konsekwencje. Jak kiedyś, gdy w okresie dekoniunktury bezrobocie przekroczyło 20 proc.
Aby ludzi zachęcić do oszczędzania, trzeba im po prostu mniej zabierać z tego, co zarabiają, i powtarzać prawdę o tym, że na starość będą mieć groszowe emerytury, jeśli sami nic nie oszczędzą.
„Oszczędności” w PPK będą co prawda „prywatne”, ale „właściciel” nie będzie mógł ich wykorzystać w trakcie trwania programu. Przypomnę, że „oszczędności” w OFE też można było odziedziczyć.