Pokolenia pracujące, oprócz odkładania na własne emerytury, muszą spłacić zobowiązania wobec swoich rodziców, którzy nabyli uprawnienia emerytalne w starym systemie, obiecującym hojne świadczenia za niskie składki – mówi prof. Marek Góra.
Emerytury i renty to stosunkowo nowy wynalazek, istnieją od około 140 lat. Mimo to trudno wyobrazić sobie państwo bez systemu ubezpieczeń społecznych, którego obywatele sami musieliby zadbać o to, żeby mieć za co żyć, gdy nie będą już mogli pracować.
To, że takie systemy narodziły się niewiele później niż państwa narodowe, to nie jest przypadkowa zbieżność. Dziś nie ma chyba cywilizowanego państwa, w którym nie funkcjonuje jakiś system ubezpieczeń społecznych. Te systemy oczywiście mocno się różnią, przede wszystkim wielkością. Jedne są rozdęte, a inne zapewniają absolutne minimum.
I co z tych różnic wynika? Można wskazać jakiś optymalny zakres ubezpieczeń, które powinien swoim obywatelom zapewniać kraj?
Nie da się tego określić. To jest kwestia wyboru społecznego. Jeśli społeczeństwo chce dużego bezpieczeństwa, musi się zgodzić na wysokie składki na ubezpieczenia społeczne. Jeśli chce płacić niskie składki, to mało w zamian otrzyma. To jest trudny wybór, bo wymaga uwzględnienia tego, co jest dziś, i tego, co będzie jutro, a o jutrze myślimy zwykle niedostatecznie dużo.
Ten wybór to starcie rozbieżnych interesów. Ci, którzy płacą składki, czyli pracujący, będą zawsze za systemem tanim, ale jego beneficjenci – czyli schorowani i emeryci – za systemem hojnym, czyli drogim.