– I tu jest pies pogrzebany – mówią nasi informatorzy. – Szybkie zakończenie prac nad nowymi przepisami i mówienie: „patrzcie oddaliśmy wam pieniądze z OFE”, ma pomóc PiS w jesiennych wyborach – tłumaczą.
O tym, że prace nad projektem idą szybko, mówi „Rzeczpospolitej” Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. – Z końcem czerwca zakończyły się szerokie konsultacje społeczne zmian w OFE. O ile mi wiadomo, Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju bardzo sprawnie przygotowuje obecnie finalny projekt ustawy do przyjęcia przez rząd – mówi Borys. – Z rozmów z partnerami społecznymi w Radzie Dialogu Społecznego oraz debaty publicznej wynika, że uwag nie ma dużo i nikt też nie przedstawił lepszego wariantu zmian w OFE niż zaproponowany przez premiera – dodaje.
Zapewnia też, że większych zastrzeżeń do projektu ustawy nie zgłaszali członkowie Rady Dialogu Społecznego. – Jestem przekonany, że partnerzy społeczni rozumieją potrzebę uporządkowania systemu w oparciu o trzy podstawowe rozwiązania emerytalne: publiczny i obowiązkowy ZUS oraz prywatne i dobrowolne PPK i IKE. Plan zakładał wejście w życie ustawy w listopadzie. W takim scenariuszu pierwsi członkowie OFE mogliby wypłacić swoje oszczędności z funduszy już za półtora roku – dodaje.
Warto sprawdzić: Czym pracownicze plany kapitałowe różnią się od OFE
Ale część członków OFE krytycznie ocenia kolejną rządową reformę OFE. Chodzi o to, że rząd chce od przenoszonych tam oszczędności pobierać 15-proc. opłatę, w dwóch ratach: w 2020 i 2021 r. Opłata trafi do budżetu państwa. Rząd szacuje, że na przeniesienie pieniędzy na IKE zdecyduje się 80 proc. członków otwartych funduszy emerytalnych. Zapłacą za to rządowi 8,6 mld zł w 2020 r. i 8,4 mld zł w 2021 r. W sumie więc prowizja, którą państwo pobierze za przeniesienie pieniędzy z OFE na IKE, sięgnie 17 mld zł. Część członków OFE mówi o „skoku rządu na kasę”. – Gdyby tej opłaty nie było, pieniądze te byłyby uprzywilejowane wobec emerytur wypłacanych z ZUS, które są opodatkowane – tłumaczył premier Morawiecki.