Opłata przekształceniowa w wysokości 15 proc. to de facto z góry pobrany podatek dochodowy od emerytur, które będę w przyszłości wypłacane z IKE. Rząd liczy, że ok. 80 proc. członków OFE (a jest ich 15,8 mln) wybierze IKE i łączna opłata sięgnie 19,4 mld zł. Ma ona w dwóch transzach zasilić Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Tym samym dotacja z budżetu państwa na uzupełnienie deficytu w FUS może być mniejsza, co uwzględniono już w projekcie budżetu państwa na 2020 r.
W ten sposób w budżecie powstała przestrzeń na realizację różnych programów, także w ramach obietnic wyborczych i tzw. piątki Kaczyńskiego. „Ale nikt nie zapowiadał, że będzie inaczej – zaznacza Łukasz Kozłowski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Zresztą wpływy z opłaty przekształceniowej są rodzajem dochodów podatkowych, które zwykle przeznacza się na bieżące wydatki państwa – dodaje.
Czytaj także: To już koniec OFE. Po 20 latach fundusze przejdą do historii
Gorzej, że na takie bieżące potrzeby mogą też zostać wykorzystane nasze oszczędności, jakie dziś mamy zgromadzone w OFE. Zgodnie z projektem ustawy, aktywa tych osób, które wybiorą ZUS, mają trafić do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Przy założeniu, że 20 proc. członków OFE zdecyduje się na publiczny system, FRD może się zwiększyć o 32,1 mld zł – wynika z projektu ustawy. Zasoby FRD co do zasady mają wspierać system emerytalny w złych czasach, ale politykom zdarza się sięgać po nie także na bieżąco.
– Polski Fundusz Rozwoju, który będzie zarządzał FRD, zapewne będzie chciał utrzymać wartość aktywów z OFE, niż je wyprzedawać czy spieniężyć – zaznacza Antoni Kolek z Instytut Emerytalnego. – M.in. z tego powodu, że są to głównie akcje spółek, więc nagła ich wyprzedaż mogłaby zachwiać notowaniami giełdowymi – mówi Kolek. Poza to tym mają one stanowić materialne zabezpieczenie rosnących zobowiązań FUS z tytuły wzrostu zapisów księgowych na kontach tych osób, które wybiorą ZUS.