Dzisiaj koszt zatrudnienia pracownika sięga 60 proc., niska płaca netto jest konsekwencją wysokich obciążeń publiczno-prawnych płac. Przy takich warunkach są małe szanse, aby pracownik wygospodarował jeszcze dodatkowe środki na oszczędności.

Państwo z jednej strony chciałoby jak najwięcej pozyskiwać danin kosztem pracownika. A z drugiej oczekuje, że będzie on oszczędzał, w sytuacji kiedy zamożność społeczeństwa budowana jest dopiero od 25 lat. To tak jakby niemowlakowi dawać dziurawą łyżkę i jeszcze kazać mu mniej jeść, żeby było mu lepiej na emeryturze, tylko może nie dożyć nawet wieku dojrzałego.

Najlepszą inwestycją dla przyszłych emerytów jest silna i rozwijająca się gospodarka, która zapewnia prace dla młodych ludzi, a także coraz większe dochody podatkowe wynikające z jej rozwoju. W ten sposób jest szansa na finansowanie przyszłych emerytur oraz dłuższą aktywność zawodową społeczeństwa.

Jak do tego doprowadzić? Niższe obciążenia pracy spowodują, że pracownik będzie miał większy dochód netto, a więc więcej wyda na konsumpcję także innowacji, przedsiębiorca osiągnie większe przychody, więc zatrudni więcej osób i przeznaczy dodatkowe fundusze na rozwój. I tak dalej. To jest najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie, ale jest w nim jeden istotny problem. Otóż okazałoby się, że wówczas nie potrzeba rządowych planów, że to przedsiębiorcy i konsumenci zdecydują co jest innowacyjnością, a nie centralne biura planowania.

Sukces jakichkolwiek strategii jest możliwy kiedy obie strony zrozumieją swoją rolę. Państwo ma ułatwiać działalność gospodarczą, a przedsiębiorcy być innowacyjni i podejmować ryzyko gospodarcze. Pamiętajmy, że przedsiębiorca podejmuje bardziej racjonalne decyzje, bo ryzykuje swoimi pieniędzmi. A urzędnicy naszymi lub unijnymi, czyli niczyimi.