W ostatnich dniach w mediach ponownie pojawił się temat „greckich emerytów". Wszystko to za sprawą 2-dniowego strajku marynarzy, którzy zaprotestowali przeciwko ujednoliceniu systemu emerytalnego i odebraniu im prawa do „branżowych" emerytur. Podobne protesty prowadzą także rolnicy. Również w tym przypadku powód jest ten sam. W dalszej kolejności spodziewane są protesty pracowników wolnych zawodów, osób samozatrudnionych itp. Grupy te należą do kilku korzystających wciąż z odrębnych zasad emerytalnych. Rząd, w ramach programu cięć wydatków publicznych zamierza ujednolicić do końca system emerytalny, w tym zamierza przeprowadzić kolejną redukcję emerytur, przy jednoczesnym zwiększeniu wysokości składek.
Jak wiele podobnych historii również i greckie „eldorado emerytalne" skończyło się w chwili załamania gospodarki światowej i kryzysu roku 2008. Wówczas okazało się, że trudno jest zarządzać systemem emerytalnym, który:
Patrząc na konstrukcję greckiego systemu emerytalnego to w zasadzie niewiele się on różni od tego, który funkcjonował w Polsce przed 1999 rokiem. Jego podstawę stanowił (i wciąż stanowi) odpowiednik „starego", polskiego ZUS. W systemie tym określone z góry świadczenia pozostają jedynie w luźnej relacji do wpłacanych składek. W praktyce grecki system emerytalny składa się z dwóch obowiązkowych filarów. Pierwszy, stanowiący podstawowe źródło świadczeń to tzw. basic protection insurance fund. Drugi, również obowiązkowy, o mniejszym znaczeniu to uzupełniający, tzw. main supplementary insurance fund. W przypadku obu obowiązkowych filarów, emerytury wypłacają (i składki pobierają) odrębnie administrowane publiczne fundusze. Przed reformą było ich 133 (!). Obecnie zredukowano ich liczbę do poniżej 10. „Własne" fundusze wciąż posiadają pracownicy Banku Grecji, dziennikarze, inżynierowie, lekarze, prawnicy itd. Odrębnym systemem objęci są w Grecji pracownicy publiczni (ich emerytury wypłacano kiedyś bezpośrednio z budżetu) oraz sektor rolny. I to właśnie te grupy społeczne najbardziej dotknie planowane przez rząd grecki ujednolicenie systemu. Na koniec warto zaznaczyć, że (niestety podobnie jak w Polsce) system kapitałowy nie odgrywa w Grecji większej roli.
Pisząc o Grecji nie sposób pominąć drugiego istotnego elementu „greckiej historii", a mianowicie wieku emerytalnego. Przed kryzysem oficjalny wiek emerytalny w Grecji wynosił 57 lat. Dodatkowo powszechnym było wcześniejsze przechodzenie na emeryturę. Z przywileju tego korzystały szczególnie często kobiety. W rezultacie wiele z nich stawało się emerytkami już po przekroczeniu 50-tki. Pamiętajmy przy tym, że mówimy o kraju z dużym udziałem osób starszych i generalnie o bardzo długowiecznym narodzie. Oczekiwana, całkowita (czyli od chwili narodzin) długość życia wynosi w Grecji (przykład mężczyzn) ponad 78 lat, podczas gdy dla przykładu ten sam parametr dla mężczyzny w Polsce to dzisiaj 72 lata (za: United Nations, World Population Prospects – 2012 Revision). Jeżeli dodamy jeszcze do tego „przed-kryzysową" wysokość emerytur – stopy zastąpienia (czyli stosunek emerytury do ostatnich zarobków) na poziomie 100 proc. (!) to mamy gotowy przepis na załamanie się finansów każdego państwa.
Grecki system emerytalny próbowano reformować dwukrotnie. Już pierwsza z reform, z 2010 roku wywołała ogromne niezadowolenie społeczne. Na ulicę Aten wyszło wówczas ponad 80 tys. ludzi. Jedną z najważniejszych zmian było wtedy podniesienie wieku emerytalnego z 57 do 62 lat (z uzupełniającym warunkiem 12 000 „kwalifikowanych dni składkowych") lub 67 lat (przy minimum 4 500 kwalifikowanych dni). Zasadą, którą pozostawiono w systemie, choć znacznie ograniczono jej stosowanie było specjalne traktowanie osób pracujących w ciężkich warunkach. Dla przykładu, przed reformami aż 30 proc. Greków korzystało z tego przywileju.