Nikogo nie trzeba przekonywać, że zjawiska i tendencje demograficzne są kluczowe dla bezpieczeństwa systemu ubezpieczeń społecznych, w tym systemu emerytalnego, decydując z jednej strony o potencjale składkowym (ile składek będzie wpływać do ZUS), z drugiej zaś wyznaczając potencjalną wysokość świadczeń. W ostatnich dniach ukazało się w prasie kilka optymistycznych artykułów czasami wywołujących wrażenie, że jesteśmy w przededniu „rewolucji" demograficznej.
Mam tu na myśli teksty opisujące m.in. spadek (zatrzymanie wzrostu) liczby emerytów, czy wieszczące koniec obniżania się wskaźników dzietności. Podobnie optymistycznie zabrzmiały artykuły wskazujące na wzrost liczby obcokrajowców ubiegających się o legalizację pobytu i pracy w Polsce. I choć ww. dane statystyczne były prezentowane w sposób wyważony, to część komentarzy, a tym samym ich wydźwięk wydał mi się przesadnie optymistyczny. Odniosłem wrażenie (być może nieuprawnione), że część z autorów tekstów wierzy, że zmiana negatywnych tendencji demograficznych jest już trwała, i że wszystkie one w istotny sposób wpłyną pozytywnie na sytuację i bezpieczeństwo systemu ubezpieczeń społecznych.
Moim zdaniem wiele wskazuje jednak na to, że powołane na wstępie statystyki w żadnym, albo jedynie w niewielkim jedynie stopniu są w stanie „zbilansować" efekt szeregu innych, krańcowo negatywnych zjawisk. Mam tu na myśli przede wszystkim systematyczne starzenie się społeczeństwa, malejący w przyszłości zasób osób w wieku produkcyjnym, czy w końcu niską aktywność zawodową Polaków.
Co więcej niektóre z prezentowanych zjawisk, np. te dotyczące dzietności (jej obecny wskaźnik to ok. 1,3 dziecka na rodzinę, czyli blisko dwa razy mniej niż w 1980 roku) właściwie nadal wyglądają dramatycznie, szczególnie w porównaniu do takich krajów jak Francja, czy Szwecja. Inne, jak potencjalny wzrost liczby osób zainteresowanych osiedleniem się w Polsce, nawet jeżeli okażą się zjawiskiem trwałym to ich rzeczywisty wpływ na rynek pracy i gospodarkę jeszcze długo będzie raczej ograniczony. Oczywiście w żaden sposób nie lekceważmy tych dobrych informacji. Warto jedynie pamiętać, że ich wpływ na szeroko rozumiany potencjał gospodarczy i bezpieczeństwo Polski może być analizowany chyba wyłącznie w bardzo długiej perspektywie i prawdopodobnie ujawni się (jako istotne zjawisko) najwcześniej za lat kilkanaście lub kilkadziesiąt. Ponadto, skala przyjazdów do Polski jeszcze długo nie zdoła zrekompensować „ubytku" spowodowanego emigracją do Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych krajów UE (szacuje się, że wciąż z tego tytułu ubywa do 100 tys. Polaków rocznie). Co istotne wydaje się, że większość emigrantów wcale nie pali się z szybkim powrotem do kraju. Oni również czekają na impuls, istotne zmiany na rynku pracy, które zachęcą ich do powrotu do Polski.
Wielu ekspertów uważa, że zagrożenia dla systemu ubezpieczeń społecznych, w tym naszych przyszłych emerytur mają charakter znacznie bardziej trwały, „wieloczynnikowy" i, że w praktyce żaden z wymienionych powyżej czynników nie jest w stanie tych zagrożeń szybko ograniczyć, a tym bardziej wyeliminować. Wśród tych zagrożeń najczęściej wymienia się: