Jak ustalił reporter telewizji Superstacja Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma dostać dwa samochody już w czerwcu. W przetargu ZUS zaznaczył, że auta muszą być wyprodukowane w 2014 roku. W specyfikacji urzędnicy wymagają też, by samochody miały co najmniej 165 koni mechanicznych, automatyczną skrzynię biegów, fotele skórzane, lakier czarny metalizowany, a nawet przyciemniane szyby z tyłu. Po co ZUS-owi takie limuzyny?
- Bardzo często zdarzają się takie sytuacje, że na przykład jesteśmy tutaj w centrali i spotkania organizuje któreś z ministerstw czy któraś z innych instytucji centralnych i na takie spotkanie delegowani są pracownicy centrali, nasi eksperci, więc taki samochód oczywiście służy do tego, żeby podwieźć na Bracką czy na Marszałkowską takiego eksperta - tłumaczy rzecznik ZUS Jacek Dziekan.
- Żyjemy w XXI wieku i tak jak państwo przed telewizorami używacie samochodów do tego żeby się przemieszczać z jednego miejsca na drugie, tak samo pracownicy ZUS-u używają tego wynalazku na czterech kółkach, żeby móc funkcjonować - mówił rzecznik ZUS w rozmowie z telewizją Superstacja.
- To wyposażenie dodatkowe, które jest w tym samochodzie to tak naprawdę standard w tej klasie pojazdów i mówimy tutaj o rzeczach, które są niezbędne czy to dla bezpieczeństwa czy też dla pewnego standardu podróżowania. Samochód służbowy to jest miejsce pracy. Kierowca siedzi za kierownicą i prowadzi ten samochód, a prezes czy też członek zarządu z reguły ma na kolanach laptopa, a przy uchu komórkę i po to żeby ta praca była na jakimś podstawowym poziomie komfortu, ten samochód ma jakieś dodatkowe wyposażenie w rodzaju na przykład fotela, który daje się elektrycznie przesunąć - mówi Jacek Dziekan, rzecznik ZUS.
Innego zdania jest Marcin Chludziński, prezes Fundacji Republikańskiej, który nie kryje, że przypomina mu to Bizancjum.