Najważniejsze dla rządu okazały się bieżące potrzeby budżetu. Zwołany pilnie przez ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza Komitet Stały Rady Ministrów przesądzi dzisiaj o losie OFE. Ustalenia te ma we wtorek przyjąć rząd, a później zapewne zatwierdzi je Sejm. Nie ma tam obrońców funduszy ani ugrupowań domagających się reformatorskiego wysiłku przy okazji likwidacji II filaru.
Rząd dopnie swego, bo jest pod ścianą. Goni go czas, a chodzi głównie o pieniądze. Bez przejęcia z II filaru ok. 150 mld zł w przyszłym roku możemy przekroczyć tzw. drugi próg ostrożnościowy. To wiązałoby się z bolesną porażką wizerunkową i trudnymi cięciami wydatków, co jest nie do przyjęcia w najbliższym maratonie wyborczym.
Bez pieniędzy z II filaru rząd nie zepnie też przyszłorocznego budżetu. Wpisał już do planu finansowego Funduszu Ubezpieczeń Społecznych 15,4 mld zł z „tytułu reformy OFE".
O tym, że los funduszy był przesądzony, świadczy sposób prowadzenia konsultacji ustawy wprowadzającej zmiany. Jeśli ktoś liczył, że rząd weźmie pod uwagę zgłaszane zastrzeżenia – wiele z nich podnoszą państwowe instytucje i ministerstwa – to był w głębokim błędzie. Premier Donald Tusk zapewniał wprawdzie wczoraj, że „jesteśmy ciągle w trakcie podsumowywania konsultacji", ale może chodzić jedynie o szczegóły. Cel główny, czyli przejęcie pieniędzy, musi zostać zrealizowany.
Na nic więc zdały się zastępy prawników i ekonomistów wzywających rząd do rozsądku. Na nic dziesiątki negatywnych opinii. A te zawierają zastrzeżenia fundamentalne. Zarzucają projektowi niekonstytucyjność i brak refleksji nad sprawą najważniejszą – wypłacalnością systemu emerytalnego. – To niebywały skandal, że rząd chce pozbawić prywatne osoby ich własności. Kieruje się tu filozofią: przepchniemy to prawo, a nawet jeśli TK się nim później zajmie, to będzie po wszystkim – mówi prof. Jerzy Stępień, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.