Poznaliśmy wreszcie ustawowe zapisy szczegółowe proponowanych przez rząd zmian w otwartych funduszach emerytalnych. Jest to dokument dość szczególnej natury. A to dlatego, że w części uzasadniającej zmiany w wielu ustawach – mówiąc oględnie – ostrożnie obchodzi się z prawdą.
Czyje to pieniądze
Spójrzmy na początek na główny punkt w programie rządu, czyli przeniesienie do ZUS, a następnie umorzenie części obligacyjnej portfela OFE i zastąpienie jej odpowiednimi zapisami na subkontach ubezpieczonych w ZUS.
Czyje są pieniądze w OFE? Trudne pytanie. Odpowiedź rządu prosta: nie są nasze; nie są też pieniędzmi OFE. Czyje w takim razie one są? No jasne: są „daniną o charakterze publicznoprawnym", czytaj – są publiczne. Daniną dość szczególną, trzeba przyznać, bo dziedziczoną. Na dowód tej hipotezy – bo to jest tylko hipoteza, na której posadowione są budzące wątpliwości zmiany – przytaczane jest orzeczenie Sądu Najwyższego i wykładnia Trybunału Konstytucyjnego. Orzeczenia nie tylko nie na temat, ale też – co powinno zainteresować sędziów przywoływanych przez rząd na świadków – prowadzące do następującej, dość zaskakującej w demokratycznym państwie prawa, konkluzji: „... w kształtowaniu rozwiązań prawnych w sferze ubezpieczeń społecznych ustawodawca dysponuje szerokim zakresem swobody". Czy ma to znaczyć, że najpierw rząd, a później parlament mogą zrobić w sferze emerytur wszystko?
Mogą na przykład nazywać OFE raz częścią sektora publicznego, kiedy chodzi o transfer aktywów do ZUS, a raz prywatnego, kiedy chodzi o zyski czerpane przez właścicieli OFE. Warto też pamiętać, jak OFE klasyfikuje Eurostat i Komisja Europejska. Bo robią to jednak inaczej niż polski rząd.
Rzecz tak naprawdę sprowadza się do pytania: czyje są obligacje w portfelach OFE? Problem polega na tym, że artykuł 95.1 obowiązującej wciąż ustawy o finansach publicznych wyraźnie stanowi: