Zarzut 4: W długim okresie OFE nie mogą przynieść więcej niż wzrost PKB, nie są więc potrzebne bo państwo może zagwarantować emerytom tę właśnie stopę zwrotu

Niektórzy ekonomiści głoszą pogląd, że stopa zwrotu z otwartych funduszy emerytalnych nie może w długim okresie przekroczyć stopy wzrostu gospodarczego z przyczyn fundamentalnych. Część z nich wywodzi z tego przekonania wniosek, że istnienie filara kapitałowego jako takiego nie jest potrzebne gdyż państwo może zagwarantować swoim obywatelom tę samą stopę zwrotu odpowiednio opodatkowując przyszłe pokolenia albo zwalniając ich z obowiązkowego oszczędzania na emeryturę. Inni, nie idą tak daleko zwracając uwagę, że choć stopa wzrostu gospodarczego i stopa zwrotu z oszczędności emerytalnych powinny być do siebie w długim okresie podobne, to jednak obie wielkości nie muszą być w pełni skorelowane, a co za tym idzie istnienie części kapitałowej systemu podnosi bezpieczeństwo aktywów emerytalnych jako całości.

Przykładem takich poglądów mogą być tezy głoszone przez dr Janusza Szewczaka, głównego ekonomistę SKOK, który w serwisie Bankier.pl stwierdził, że: „Fundusze emerytalne inwestują w aktywa, które w długim okresie i tak przyniosą stopę zwrotu na poziomie dynamiki PKB. Są przy tym kosztownym pośrednikiem. Rozwiązaniem problemu nie jest łatanie tego, co nieefektywne, tylko nowa umowa społeczna zakładająca wprowadzenie emerytury obywatelskiej. Jej istota polega na tym, że państwo każdemu obywatelowi gwarantuje niewielkie świadczenie. Pozostała część leży po stronie przyszłego emeryta." (http://euro.bankier.pl/news/article.html?article_id=2803403&type_id=1&display=4)

Argumenty te opierają się na nieporozumieniu. Nie jest prawdą, że oszczędności emerytalne nie mogą przynosić przez wiele dziesiątków lat wyższej stopy zwrotu niż wzrost całej gospodarki. W istocie rzeczy długookresowa stopa zwrotu z rynków finansowych mierzona np. zmianami indeksu S&P na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, sięga 8 proc. rocznie lokując się znacznie tj. ok. 2 proc. powyżej długookresowej ścieżki wzrostu nominalnego PKB. Kapitalizacja światowych rynków finansowych, choć bardzo duża, nadal ustępuje bowiem całkowitemu zasobowi kapitału zgromadzonego w światowej gospodarce, który można szacować na ok. 300-350 proc. rocznego PKB. Przykładowo, kapitalizacja giełdy w Nowym Jorku dorównuje dziś rozmiarom amerykańskiego PKB (ok. 15 bln dol.), odpowiadając za ok. 1/3 całkowitego kapitału finansującego gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Oznacza to, że nic nie stoi na przeszkodzie by rosła ona dalej, przez kilkadziesiąt lat, w tempie przekraczającym tempo wzrostu PKB. W wypadku rynków wschodzących – takich jak Polska – stwierdzenie to jest jeszcze bardziej prawdopodobne. Obecna kapitalizacja Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie wynosi ok. 33 proc. polskiego PKB (równego ok. 1,5 bln zł). Giełda warszawska jest więc relatywnie rzecz biorąc (tj. w skali polskiej gospodarki) trzy razy mniejsza niż giełda nowojorska. Wzrost jej kapitalizacji w tempie przekraczającym znacznie tempo wzrostu PKB w kolejnych kilkudziesięciu latach nie jest więc niczym nie prawdopodobnym. Z tych samych powodów stopy zwrotu z inwestycji giełdowych mogą jeszcze przez wiele dziesiątków lat przekraczać stopę wzrostu PKB, tak jak to się działo do tej pory (historyczny wzrost wartości warszawskiego indeksu w latach 1995-2012 wyniósł ponad 10 proc. średniorocznie).

Jednak to czy znaczenie rynków finansowych jako dostarczyciela kapitału dla polskiego biznesu będzie w przyszłości rosło czy malało, czy też utrzyma się na poziomie podobnym co dziś nie jest a priori przesądzone. Zależy to od wielu czynników, wśród których za jeden z ważniejszych należy uznać obecność na rynku dużych inwestorów instytucjonalnych koncentrujących prywatne oszczędności wielu ludzi. Kraje anglosaskie, w których oszczędności emerytalne zarządzane przez wyspecjalizowane fundusze inwestujące na giełdach, są wyjątkowo wysokie, są także tymi krajami w których rola giełdy w gospodarce jest szczególnie znacząca.