Nasza reforma emerytalna z lat 1997 – 1999 jest chlastana z wielu stron. Minister finansów jej i jej twórcom nie szczędzi cierpkich słów.
Jerzy Buzek:
Czuję się odpowiedzialny za wszystkie reformy wprowadzone przez mój rząd. Powiem wyraźnie: nie podoba mi się manipulacja, jaka jest związana z oceną reformy emerytalnej. Reformy to nie jest bowiem wyzwanie na jedną kadencję. Wymagają ścisłego monitorowania i rzetelnego analizowania ich funkcjonowania i wprowadzania korekt. Wymagają rezygnacji z doraźnych korzyści politycznych w imię budowania stabilnej przyszłości. Nie ma takiej zmiany i reformy, która byłaby stała, której nie trzeba analizować i modyfikować. Reguły gospodarki wolnorynkowej ciągle przecież udoskonalamy od czasu jej wprowadzenia pod koniec lat 80-tych. Nawet korzystanie z funduszy unijnych na pokrycie konkretnych wydatków wymaga starannego doglądania przez kilka kolejnych rządów, co widać tak wyraźnie w ostatnich dniach. Bez stosowania zasady ciągłości i odpowiedzialności trudno mówić o dobrym rządzeniu. Tego zabrakło przez długie lata funkcjonowania reformy emerytalnej.
Reforma była dobrze policzona. Wprowadzała radykalne zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych, m.in. likwidowała liczne przywileje emerytalne; wiązało się to z całkowitą przebudową zasad działania i komputeryzacją Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Spodziewaliśmy się też kryzysu demograficznego, stąd przewidziano rezerwę demograficzną. Równocześnie reforma była ustawowo zasilana z wpływów z prywatyzacji.
To znaczy?