Nowy system, kiedyś podobno powód do dumy i stabilizator polskiej giełdy, działa już od 1999 r. a do tej pory nie ustalono docelowych zasad wypłaty świadczeń. Zbieramy pieniądze na starość a nie wiemy kto będzie nam je wypłacał.

Po drodze było kilka zmian, jak choćby obniżka opłat pobieranych przez OFE czy ścięcie składki płynącej do funduszy. Jeszcze niedawno można było mieć nadzieję na merytoryczną dyskusję i takież zmiany. Postulował je m.in. profesor Andrzej Sławiński, dowodząc że zyski z inwestycji funduszy mogłyby być wyższe, gdyby zarządzały one w sposób pasywny. I w tym momencie samobójczego gola strzeliły sobie OFE, pokazując w mało klarowny sposób swoją mocno dyskusyjną koncepcję wypłaty emerytur.

– Zarabiają masę pieniędzy, a nie chcą odpowiadać za emerytury do końca życia – odezwali się politycy. Trudno jednak nie zapytać kto stworzył takie, a nie inne warunki działania OFE, kto tak a nie inaczej ustawiał wysokość opłat.

W ubiegłym tygodniu nowe spojrzenie na środki zgromadzone w funduszach emerytalnych zaprezentował minister finansów. Nawiązując do najnowszych propozycji OFE w sprawie wypłat emerytur stwierdził, że ni mniej ni więcej... to państwo odkłada na rzecz Polaków pieniądze w OFE! A skoro tak, to pozostaje tylko czekać na dalsze krojenie drugiego filaru, które nie będzie miało nic wspólnego z tworzeniem spójnego, odpowiedzialnego systemu. Co z tego że będą rosły przyszłe ukryte długi Polski? Co z tego, że demografia nie będzie nam sprzyjać i na jednego pracującego będzie przypadało dwóch emerytów? Politycy o tym mówią, ale zachęt wspierających młode rodziny z dziećmi jakoś nie widać.

Państwo nie wspiera w wystarczający sposób nawet długoterminowego oszczędzania – stworzone konta emerytalne nie skusiły przecież wielu. Ale nie jest to problem naszego ministra finansów, który nie jest skazany na polski system emerytalny.