Jak zbudować rzeczywisty system indywidualnych oszczędności

IKE i IKZE nie wystarczą, aby zbudować rzeczywisty system indywidualnych oszczędności emerytalnych - przekonuje Krzysztof Nowak z Mercer Polska

Publikacja: 22.01.2013 17:51

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Polska jest krajem pełnym sprzeczności. W chwili kiedy minister skarbu organizuje projekt inwestycyjny (tworząc spółkę Polskie Inwestycje Rozwojowe), mający na celu wspieranie „ważnych strategicznie" inwestycji i w tym celu mobilizuje szereg różnych źródeł finansowania ministra finansów nie interesuje możliwość zachęcenia obywateli do oszczędzania z myślą o uzupełnieniu przyszłej emerytury „obowiązkowej".

Kolejny przykład - część instytucji finansowych mogących niejako naturalnie czerpać z zasobów zaufania, jakim obdarza je (wciąż licząca się) rzesza Polaków grzebie to zaufanie sprzedając swoim klientom mało atrakcyjne, a często po prostu nieopłacalne produkty finansowe.

No i ostatnia obserwacja - kiedy (a może właściwie czy kiedykolwiek) widzieliście Państwo naszych związkowców, którzy z pasją i z zaangażowaniem przekonywaliby rząd i parlamentarzystów, że w naszym wspólnym (ważne słowo, nie „ich", czy „tamtych") interesie leży takie przeprojektowanie przepisów prawa pracy, aby Polska stała się największym w Europie importerem kapitału, know how i nowych pomysłów gospodarczych? Aby nasze bezrobocie zniknęło nie dzięki ograniczeniom obowiązującym przy zwalnianiu pracowników (czasami tak można odczytać oczekiwania liderów związkowych), ale dzięki temu, że popyt na pracowników zgłaszany przez napływających do Polski inwestorów (w tym oczywiście także naszych rodzimych) będzie coraz trudniej zaspokoić lokalną podażą.

Oczywiście daleki jestem od tego, aby uznać, że tego typu zjawiska opisują nasz „narodowy charakter", odwrotnie znajdujemy obecnie na świecie szereg podobnych przykładów, ale niestety w żaden sposób nie tłumaczy to dlaczego postępujemy w ten właśnie sposób. A może - podobnie jak postępują ci, którzy odnoszą sukces w „normalnym" biznesie - odważmy się podejść do trapiących nas problemów w sposób niestandardowy, odrzucając schematyczne rozwiązania?

Jestem przekonany, że właśnie w obszarze mobilizacji oszczędności czas na odważne i nieszablonowe rozwiązania. Ostatnie lata chyba już wszystkich przekonały, że od dodawania kolejnych i coraz lepszych produktów pieniędzy na rynku inwestycyjnym nie przybędzie. Bardzo nie chciałem pisać (a nawet wspominać) o klapie tzw. Indywidualnych Kont Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE), ale niestety to właśnie ten produkt i jego krótka historia najlepiej opisują czego nie warto już więcej robić. Dodatkowo, na bazie tego typu doświadczeń można już dzisiaj wypracować lepsze rozwiązania, które powinny skutecznie pogodzić sprzeczne czasami interesy uczestników rynku, pozwalając nam wszystkim osiągnąć rzeczywisty sukces.

Kiedy wprowadzano IKZE sam należałem do tych, którzy wiązali z tym produktem ogromne nadzieje. Właściwie to nadal uważam, że w konfrontacji z IKE (Indywidualnym Kontem Emerytalnym) IKZE wygrywa właściwie w każdej kategorii. Niestety to czy coś jest lepsze od IKE wcale nie oznacza, że jest dobre „w ogóle" i właśnie taki wniosek można sformułować na bazie szacunkowych statystyk za 2012 rok, z których wynika, że jedynie ok. 30 tysięcy Polaków zdecydowało się założyć oraz wpłacić jakiekolwiek kwoty na swoje IKZE.

W tym miejscu można oczywiście zastanowić się co jest złego w IKZE, ale po pierwsze na ten temat wypowiedzieli się już właściwie wszyscy, którzy mogą coś interesującego na ten temat powiedzieć, po drugie myślę, że ciekawszym może być próba zastanowienia się, jak wyglądać powinien długoterminowy produkt inwestycyjny, który mógłby stać się rzeczywistym „przebojem rynkowym". Słowa „przebój" użyłem wcale nie przypadkowo, otóż słuchając najbardziej ostatnio modnej w Polsce piosenki (o pięknym i nieskomplikowanym tytule „Ona tańczy dla mnie") łatwo sformułować wniosek (i nie mam tutaj na myśli należącego już do klasyki „lubimy tylko te piosenki, które już znamy"), że Polacy oczekują od masowych produktów (również innych niż z dziedziny rozrywki), aby były one proste, atrakcyjne, łatwe do zrozumienia i zawsze miło się kojarzyły. Innymi słowy nie wymagajmy, aby każdy był ekspertem w dziedzinie finansów, musiał (dla swojego bezpieczeństwa i komfortu) poświęcić 3 godziny na przeczytanie regulaminu, czy umowy, a w końcu musiał jeszcze potwierdzić lub sprawdzić, czy czasami produkt ten nie zawiera „drobnym druczkiem pisanych" klauzul i warunków, które spowodują, że osiągnięty już poziom satysfakcji z dobrze wykonanej pracy (polegającej na zrozumieniu warunków produktu) zamieni się w złość i frustrację.

Jeżeli analogia do wspomnianego powyżej „przeboju" jest właściwa to spróbujmy już bez porównań do dziedziny „kultury i sztuki" zastanowić się jak mógłby wyglądać atrakcyjny produkt inwestycyjny dla typowego Nowaka.

Wszyscy zgadzamy się, że masowy produkt inwestycyjny powinien być prosty - przykład praktyczny? Lokata bankowa - jest prosta, a poprzez to powszechna i akceptowana właściwie przez każdego. Czy w takim razie możemy zbudować „prawdziwy" produkt inwestycyjny ale wciąż podobny do lokaty? Pewnie tak, choć oba te rozwiązania różnić będzie jedna istotna kwestia, a jest nią niepewność (w „regularnym" produkcie inwestycyjnym) co do osiągniętego z inwestycji zysku. Z tym problemem starają się w praktyce mierzyć właściwie wszystkie instytucje finansowe - jak? Najprościej dla siebie i chyba jednak najmniej efektywnie z perspektywy celu, który chcą osiągnąć. Za takie właśnie podejście uznaję bowiem próby opisywania ryzyka inwestycyjnego oraz formułowanie dziesiątek „zastrzeżeń" pod którymi musi sie podpisać inwestor. Z doświadczenia wiem, że i tak nikt ich nie czyta, a ci co  czytają i tak przy trzecim zastrzeżeniu zadają sobie pytanie „skoro wszystko już rozumiem to co oni chcą mi jeszcze powiedzieć?".

Jest również i drugi problem - różny stopień ryzyka, jakie towarzyszy różnym rodzajom inwestycji. Jeżeli chcemy stworzyć produkt masowy to chyba niestety musimy zrezygnować z wielości opcji i skoncentrować się np. na dwóch podejściach - bezpiecznym i ryzykownym. Taki przekaz zrozumie każdy inwestor, a ten bardziej wyedukowany będzie w stanie podzielić inwestowane środki pomiędzy oba produkty. Ten mniej przygotowany wybierze pewnie produkt bezpieczny. W efekcie zrezygnujmy więc z wielości dostępnych opcji oraz z opisów ryzyka wskazując, że opcje są dwie, a sam wynik zależy od tego z jakim skutkiem uda nam się środki inwestora zainwestować? Krótko i na temat.

Pojęcie atrakcyjności wydaje się jeszcze prostsze do opisania. Jeżeli zgodzimy się, że ani IKE, ani IKZE nie zostały uznane przez Polaków za atrakcyjne, a dodatkowo przypomnimy sobie powodzenie, jakim cieszyły się kilka lat temu obligacje skarbowe z ulgą podatkową to pojawi się natychmiast prosta odpowiedź jaki typ produktu Polacy mogą uznać za atrakcyjny - w moim przekonaniu o atrakcyjności w ogromnej mierze decyduje właśnie konstrukcja ulgi podatkowej. Z tej perspektywy o IKE można powiedzieć wszystko, ale nie to, że zawiera atrakcyjną ulgę podatkową - zwolnienie zysku z tzw. podatku Belki nie przekonało wielu, w związku z tym już wiemy, że niepłacenie podatku od hipotetycznych i niepewnych zysków wcale nie zostało uznane za atrakcyjne.

Niestety podobnie stało się z IKZE - tutaj Polacy uznali, że przesunięcie w czasie momentu zapłacenia podatku wcale nie musi oznaczać korzyści dla inwestora. Potwierdziło to jedynie teorię, że znana teraźniejszość zawsze jest lepsza od nieznanej przyszłości, inaczej mówiąc „oszczędzając" 18 proc. zainwestowanej kwoty dzisiaj w sytuacji, kiedy nie wiemy, jakie podatki będziemy płacić w przyszłości wcale nie musi być najlepszym „biznesem".

Dla jasności przypomnijmy, że w przypadku wspomnianych powyżej obligacji skarbowych inwestor mógł odpisać wartość zakupionych obligacji od swojego dochodu, a nie odroczyć moment płacenia podatku - tak jak ma to miejsce w IKZE. Choć osobiście uważam, że IKZE mimo to jest atrakcyjne to trudno jednak dyskutować z rzeczywistością, w której jedynie 30 tysięcy Polaków myśli podobnie. A więc czas na bardziej hojne ulgi - odpiszmy zainwestowane kwoty od dochodu, ale nie dopisujmy ich już do naszych dochodów w przyszłości. Taki mechanizm oznacza oczywiście uszczuplenie dochodów budżetowych dzisiaj, ale jednocześnie pozwala wyposażyć gospodarkę w dodatkowy, rzeczywisty kapitał, który w okresie trwania inwestycji (kilka do kilkudziesięciu lat) będzie służył gospodarce, a po tym okresie zwiększy popyt konsumpcyjny. Z obu tych perspektyw może to być niezwykle korzystne dla gospodarki.

Kolejna kategoria to łatwość zrozumienia produktu. Nie chcę się już znęcać nad IKE, IKZE i innymi produktami inwestycyjnymi oferowanymi na rynku. Oczywistym jest, że termin „zrozumiałe" pasuje do nich w takim samym stopniu jak słowo zwycięska do naszej narodowej drużyny futbolowej - niby coś jest na rzeczy, ale z pewnością każdy na takie zestawienie słów przynajmniej lekko się uśmiechnie. I znowu odwołując się do polskich doświadczeń można się zastanowić jak zbudowany powinien być produkt inwestycyjny, aby był zrozumiały przez „typowego" inwestora? Korzystając z przykładu lokaty, powiedziałbym, że idealny produkt „zrozumiały" powinien stanowić prostą odpowiedź na 3 pytania:

Być może w rzeczywistości sprawa nie będzie taka prosta, ale nikt mi nie powie, że produkt adresowany do masowego odbiorcy powinien być opisany na 20 stronach regulaminu, a koszty wskazane w piętnastu punktach.

Ostatnią cechę dobrego produktu inwestycyjnego skierowanego do masowego inwestora określiłem jako „miło kojarzący się". W ten sposób odwołałem się do emocji i pojęcia bezpieczeństwa i komfortu. Kto może nam tego typu wrażenia zagwarantować? Państwo - na pewno, ale nie tylko - znowu odwołam się do lokat bankowych oraz gwarancji wypłacalności wkładów bankowych. Jestem pewien, że część najbardziej świadomych inwestorów przywiązuje do tej kategorii dużą wagę, w efekcie po pierwsze warto o tym mówić (zakładam, że dla towarzystw funduszy inwestycyjnych to bardzo wdzięczny temat), a po drugie być może jednak warto oddać część kompetencji państwu (rygorystyczne wymagania i zasady, ściślejsza kontrola i nadzór) i np. zbudować produkt, który dzięki poziomowi regulacji i gwarancji będzie można łatwo i powszechnie sprzedawać. Myślę, że wielu Polaków z afery Amber Gold wcale nie wyciągnęło wniosku, że od teraz będzie już lepiej. Prawdopodobnie niemała część wciąż sądzi, że afera ta jedynie potwierdziła w jakim stanie jest rynek finansowy i że znaczna część instytucji na nim funkcjonujących chce nas jedynie okraść.

Nie wierzę, że każdy kto przeczyta ten tekst zgodzi się ze wszystkimi moimi tezami. Co więcej zdaje sobie sprawę, że w praktyce zbudowanie tego typu oferty wymagać będzie znacznych kompromisów i nie zawsze będziemy mogli ostatecznie zrobić to co zamierzaliśmy. Mimo to patrząc jak nasze produkty inwestycyjne rozmijają się z oczekiwaniami inwestorów uważam, że bez podobnej rewolucji się nie obejdzie.

Oczywiście istnieje również drugie podejście - często proponowane przez ekspertów, którzy wskazują, że kluczem w długoterminowych produktach inwestycyjnych jest edukacja i uświadamianie inwestorom potrzeby inwestowania. Być może nie mam racji (choć wszystkie ostatnie doświadczenia zdają się potwierdzać, że właśnie zwolennicy tych teorii tej racji nie mają), ale uważam, że edukacja jest działalnością długoterminową, kosztowną, a co więcej z pewnością nie zmieni istotnie obrazu rynku. A my nie mamy zarówno czasu jak i środków, aby czekać na zmiany. Dodatkowo wyedukowana grupa kolejnych 100 tysięcy Polaków właściwie i tak niczego nie zmieni w sytuacji, gdy rozmawiamy o potrzebach kilku milionów.

Polska jest krajem pełnym sprzeczności. W chwili kiedy minister skarbu organizuje projekt inwestycyjny (tworząc spółkę Polskie Inwestycje Rozwojowe), mający na celu wspieranie „ważnych strategicznie" inwestycji i w tym celu mobilizuje szereg różnych źródeł finansowania ministra finansów nie interesuje możliwość zachęcenia obywateli do oszczędzania z myślą o uzupełnieniu przyszłej emerytury „obowiązkowej".

Kolejny przykład - część instytucji finansowych mogących niejako naturalnie czerpać z zasobów zaufania, jakim obdarza je (wciąż licząca się) rzesza Polaków grzebie to zaufanie sprzedając swoim klientom mało atrakcyjne, a często po prostu nieopłacalne produkty finansowe.

Pozostało 94% artykułu
Materiał Partnera
Zainwestuj w przyszłość – bez podatku
Materiał Partnera
Tak możesz zadbać o swoją przyszłość
Emerytura
Wypłata pieniędzy z PPK po 2 latach oszczędzania. Ile zwrotu dostaniemy
Emerytura
Autozapis PPK 2023. Rezygnacja to dobry pomysł? Eksperci odpowiadają
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Emerytura
Emeryci ograniczają wydatki. Mają jednak problemy z długami