Wakacje to nie tylko czas urlopów, podróży, lecz także festiwali, których w ostatnich latach nastąpił w Polsce rozkwit – od filmowych, przez teatralne po muzyczne i interdyscyplinarne. Najliczniejszą publiczność ściągają imprezy muzyczne, które przez dekady były domeną osób młodych. Obecnie wśród widzów nadal dominują osoby w wieku 20-30 lat, ale głęboka zmiana zachodzi na scenie – głównymi atrakcjami coraz częściej są występy artystów, w wieku, używając terminologii „emerytalnej" 50 a nawet 60 plus. I nie dzieje się to bynajmniej na festiwalach jazzowych czy muzyki klasycznej/poważnej/współczesnej, lecz na około-rockowych, rozrywkowych festiwalach.
Gwiazdami katowickiego Off Festivalu są przecież Iggy Pop (lat 68), Michael Gira (lat 58) i jego zespół Swans, znani z legendarnego Sonic Youth muzycy Thurston Moore (lat 54) oraz Kim Gordon (lat 59), której towarzyszyć będzie jej rówieśniczka Ikue Mori. Niestety występ odwołał legendarny awangardowy duet Suicide, złożony z najstarszych w tym towarzystwie Alana Vegi (lat 74) i Martina Rev (lat 72). Choć większość z tych artystów nie prowadziła przez całe życie tzw. zdrowego trybu życia, to wykonawczej klasy, scenicznej energii oraz kreatywności może im pozazdrościć wielu muzyków w bardziej „rozrywkowym" wieku. Na raczej popowym festiwalu Open'er gwiazdy były młodsze, choć i tam wystąpił 79-letni Krzysztof Penderecki oraz zespół New Order, złożony z ponad 55-letnich muzyków. A jednym z wydarzeń lata w Warszawie jest koncert 54-letniej Madonny.
Takie zjawisko można zresztą zaobserwować nie tylko w tym sezonie i nie tylko w Polsce. Popkultura XXI wieku z jednej strony przepełniona jest kultem młodości, ale z drugiej – tzw. retromanią i rosnącym zainteresowaniem kolejnych pokoleń zjawiskami kulturowymi z przeszłości. Dla wielu 20-latków większą atrakcją okazuje się obejrzenie występu 50- lub 60-letniego artysty niż ich rówieśnika, a rynek muzyczny ochoczo im to umożliwia. To, jak definiujemy „starość" jest po części obiektywne i związane z zachodzącymi wraz z wiekiem zmianami zdrowia, zdolności do swobodnego poruszania się i sprawności poznawczej, ale po części jest subiektywne, czy wręcz umowne – zależy od tego, którym grupom wieku przypisujemy w społeczeństwie poszczególne role, co w różnym wieku „wypada, a co nie", które grupy postrzegamy jako „kreatywne" – to charakterystyczny przecież atrybut młodości. Mam wrażenie, że w Polsce ta cezura „starości" jest ustawiona dość wcześnie, nie tylko ze względu na kwestie zdrowotne, ale także ze względu na przyzwyczajenia i konwencję, wynikającą także z tego, że wraz z odchodzeniem przez lata na wcześniejsze emerytury już 55-letnich kobiet i 60-letnich mężczyzn, rzadko byli oni obecni w aktywnym życiu społecznym i zawodowym „szarego człowieka".
Przekształcenia struktur wieku, polegające na zmniejszaniu się udziału osób najmłodszych oraz wzroście udziału osób najstarszych w ogólnej liczbie ludności, są obecnie bardziej zaawansowane w krajach EU15 niż w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce. Jednak w ciągu nadchodzących czterdziestu lat, nasz kraj osiągnie jeden z najwyższych w Europie udziałów osób starszych w populacji. Zwiększać będzie się zatem mediana wieku ludności Polski. O ile w roku 2000 wynosiła ona 35,3 lat, to, zgodnie z prognozami ONZ i Eurostat, w roku 2050 ponad połowa ludności Polski będzie miała 50 lat lub więcej. Nasze postrzeganie „starości" będzie musiało się więc z czasem zmienić i jestem przekonany, że się zmieni dość prędko nawet bez kampanii społecznych i programów rządowych (choć te pewnie się pojawią i swoją rolę mają do spełnienia). Fakt, że osoba sześćdziesięcioparoletnia to dla obecnych dwudziestolatków niekoniecznie dziadek lub babcia, ale często inspirujący idol, po prostu nie pozostanie bez wpływu. I bardzo dobrze.