Publikacja 14 lutego projektu ustawy o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z FUS oraz niektórych innych ustaw rozpoczęła oficjalnie konsultacje społeczne w sprawie wyrównania i podwyższenia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Dyskusja na temat tych zmian rozpoczęła się oczywiście dużo wcześniej i usłyszeliśmy się w niej już wiele argumentów, sporo niepokojów, parę kontrpropozycji i trochę liczb. Świadomość obiektywnej, wynikającej z procesów demograficznych, potrzeby podniesienia wieku emerytalnego, zderza się z obawami Polaków objętych reformą o jej indywidualne skutki, zwłaszcza dla tych, którym do emerytury pozostało kilka lub kilkanaście lat pracy.
Z ekonomicznego punktu widzenia, dla każdego ubezpieczonego w FUS wyższy wiek emerytalny oznacza „coś za coś" – wyższe oczekiwane emerytury za cenę większej niepewności odnośnie kariery zawodowej w wieku przedemerytalnym. Niekoniecznie za cenę wyższego ryzyka, gdyż nadchodzący w perspektywie kilku lat spadek liczby osób w wieku produkcyjnym w Polsce i różnice w strukturze kapitału ludzkiego kolejnych roczników sprawiają, że najprawdopodobniej obecnym 45/55-latkom będzie dużo łatwiej niż osobom obecnie w wieku 55+ zachować satysfakcjonującą pracę w zdrowiu do końca okresu aktywności zawodowej.
Przy tym, badania wskazują, że przez ostatnie kilka lat ryzyko utraty pracy wśród osób w wieku przedemerytalnym nie różniło się istotnie od tego dotykającego osoby w tzw. prime-age. Równocześnie jednak szanse znalezienia pracy przez osoby starsze były dużo niższe niż przez osoby w sile wieku.Wspomnianą niepewność i potrzebę działań wspierających zatrudnialność i mobilność zawodową osób starszych można więc łatwo zrozumieć. Na szczęście indywidualne korzyści w postaci wyższych świadczeń będą ze względu na naturę nowego systemu – zdefiniowane składki i obliczanie świadczenia jako annuitetu – zauważalne.
Obliczenia Instytutu Badań Strukturalnych wskazują, że dłuższy okres „pracy" kapitału emerytalnego i krótszy okres przebywania na emeryturze sprawią, że już dla tych roczników mężczyzn, dla których wiek emerytalny wzrośnie o rok, świadczenia będą realnie o 10 proc. wyższe, a tych, dla których wyniesie on 67 lat – o 20 proc. wyższe niż przy zachowaniu status-quo. W przypadku kobiet każdy kolejny rok aktywności zawodowej zwiększa wysokość świadczeń o ok. 10 proc. W efekcie, już emerytury kobiet urodzonych w roku 1956 będą o tyle wyższe, zaś dla kobiet, których wiek emerytalny wyniesie 67 lat (urodzonych w 1973 i później) – wzrosną o ponad 60 proc. w porównaniu do utrzymania obecnych rozwiązań. Jednakże podniesienie wieku emerytalnego samo w sobie nie wystarczy do uniknięcia stopniowego spadku stóp zastąpienia dla kolejnych roczników. Będą one oczywiście wyższe niż przy wieku 60/65 lat, ale obniżą się do około 30-35 proc. dla kobiet oraz 35-40 proc. dla mężczyzn urodzonych w drugiej połowie lat 1970 i młodszych.
Druga kategoria korzyści, którą zwolennicy podniesienia wieku emerytalnego często wręcz eksponują jako pierwszoplanową, ma charakter makroekonomiczny. Wspominałem o nich w pierwszym tegorocznym felietonie, ale krótko przypomnę: wyrównanie wieku da już za 10-15 lat milion pracujących więcej, co pozwoli uniknąć spadku zatrudnienia, jaki bez reform instytucjonalnych pociągnęłyby za sobą przeobrażenia struktury demograficznej ludności Polski. W efekcie podniesie też PKB i konsumpcję, przyniesie korzyści dla finansów publicznych, także dzięki wyższym wpływom z PIT.