Dodał, że „dobro ludzi" jest dla niego najważniejsze, a nie sztywne rozwiązania i dogmaty.
Lis pytał o projekt reformy emerytalnej, zgodnie z którą wiek emerytalny kobiet i mężczyzn zostanie podniesiony do 67 lat. Te propozycje nie podobają się PSL, które proponuje, by kobiety odchodziły tym wcześniej na emeryturę, im więcej mają dzieci.
Premier stwierdził, że podniesienie go do 67 lat dla kobiet i mężczyzn, to jego być może najtrudniejsza decyzja w życiu.
- Kawał swojego życia przepracowałem fizycznie i nie chciałbym pracować tak do 67. roku, zdaję sobie sprawę, że to może być katorga. To najtrudniejsze decyzja, jaką musiałem w dorosłym życiu podjąć. Dlatego staramy się ją rozciągnąć w czasie tak, by nie uderzać w tych, którzy jakby przyzwyczaili się pracując całe swoje życie, do tego wieku emerytalnego 65 lat - mówił szef rządu. Powiedział jednak, że innej drogi nie ma.
- Słuchajcie kochani, nie ma wyjścia. To nie jest polski wynalazek, to nie jest widzimisię Tuska, nagły przypływ okrucieństwa czy niechęci wobec ludzi. To jest jedna z tych sytuacji, gdzie nie ma innej drogi – przekonywał premier.