Rząd liczy, że zmiany będą mogły wejść w życie 1 maja tego roku, Paweł Arndt, szef Sejmowej Komisji Finansów Publicznych, przewiduje jednak, że może nastąpić pewne przesunięcie tej daty. Opozycja zamierza bowiem zorganizować w Sejmie publiczną dyskusję nad rządowymi zmianami. ?
1. Czy emeryci będą dostawać coraz niższe świadczenia?
Najważniejsze pytanie, na jaką próbowano odpowiedzieć, brzmiało, czy rządowy projekt wpłynie znacząco na wysokość przyszłych emerytur w relacji do płac. Zdania w tej kwestii były bardzo podzielone. Przeciwnicy rządowych zmian są przekonani, że OFE gwarantują nam wyższe świadczenia w przyszłości, ponieważ inwestując nasze środki w akcje i obligacje, są w stanie wypracować dla nas dodatkowe zyski. Pozostali uczestnicy debaty już tacy pewni nie byli. W ocenie profesora Marka Góry z SGH zmiany, jakie chce przeprowadzić rząd, będą albo neutralne, albo negatywne dla wysokości przyszłych emerytur w relacji do płac. Nie przedstawił jednak żadnych wyliczeń, które mogłyby tę tezę obronić. Argument przeciwników zmian zapewniających, że dzięki OFE mamy szanse na wyższe emerytury w przyszłości, zdecydowanie odrzucił prof. Witold Orłowski, ekonomista PwC. – To błędne założenie – wyjaśniał. – Za 30 lat ludzie nie będą porównywali poziomu świadczeń z dzisiejszym, ale z pensją, jaką dostawali dzień wcześniej. Jestem przekonany, że niezależnie od tego, czy utrzymamy system złożony z OFE i ZUS, czy pozostawimy sam ZUS albo same OFE, emerytury spadną do około 25 – 30 proc. pensji. Z kolei Stanisława Golinowska, profesor Instytutu Zdrowia Publicznego, która także jest przekonana o nieuchronnym zmniejszaniu się relacji emerytury do wynagrodzenia, za główną przyczynę tego procesu uznała zmiany na rynku pracy. – Finansowanie systemu emerytalnego przez pracujących zależy od stopnia obciążenia pracujących – wyjaśniła. – Kiedy rynek pracy staje się coraz bardziej elastyczny – coraz mniej składek i podatków wpływa do systemu, więc poziom świadczeń będzie malał. Rozwiązaniem jest – zdaniem prof. Jerzego Osiatyńskiego, doradcy ekonomicznego prezydenta – wydłużenie wieku emerytalnego. – Inaczej ten, kto zarabia 3,6 tys. zł przy dzisiejszej przeciętnej emeryturze na poziomie 2,4 tys., będzie za parę lat odbierał świadczenie wynoszące 1,2 tys. zł – wyliczył ekonomista.
Jacek Rostowski, minister finansów, podsumowując dyskusję na ten temat, stwierdził krótko. – Wpływ cięcia składki na zmienność świadczeń jest żaden – zapewnił Rostowski. – Przesuwamy to, co dziś inwestujemy w obligacje do ZUS, zwiększamy zaś poziom środków, które OFE będą mogły inwestować w akcje, dlatego nie wpłynie to na zmienność wartości środków w systemie.
2. Czy nasze emerytury są bezpieczne?
Nie mniej emocji wywołała kwestia bezpieczeństwa wypłat emerytur. Najbardziej sceptyczny co do wiarygodności OFE i zapewnienia przez fundusze regularnego przekazywania świadczeń był Jerzy Osiatyński. – Nie przypominam sobie, aby ZUS w Polsce nie wypłacił emerytur, a znam przykłady z krajów, które przechodziły transformację, gdzie były kilkumiesięczne opóźnienia – stwierdził ekonomista. Większość ekspertów bardziej niepokoiło jednak to, czy wysokość przyszłego świadczenia obroni Polaków przed ubóstwem. Zmiana, jaką chce przeprowadzić rząd – w ocenie Agnieszki Chłoń-Domińczak, byłej wiceminister w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej – jest ewidentnie nastawiony wyłącznie na poprawę sytuacji finansów publicznych. Nie bierze pod uwagę kwestii zapewnienia odpowiednich świadczeń. – Największym problemem, jakim rząd powinien się zająć, jest kształtowanie najniższej emerytury aby chroniła przed ubóstwem – stwierdziła Chłoń Domińczak.
Niepokój wyraziła też Aleksandra Wiktorow, była prezes ZUS. – Nie powinno się zmieniać wysokości składek, dopóki się nie określi, co będzie się wypłacać – stwierdziła była prezes. – Dziś emerytury w wysokości do 1 tys. zł odbiera 14 proc. Polaków, a do 1,6 tys. zł – 55 proc. Nowy system jest systemem proporcjonalnym – ile uzbierałeś, tyle dostaniesz. Bardzo dużo pracujących osób nie zarobi nawet na minimalną emeryturę, to będzie skutkowało koniecznością dopłaty z budżetu do minimalnych emerytur. Dodała, że na reformę czeka również system rentowy, a tu sytuacja jest jeszcze gorsza. Rentę wynoszącą poniżej 1 tys. zł odbiera aż 58 proc. osób.
Także w ocenie prof. Góry rządowa propozycja prowadzi do koncentracji ryzyka zamiast jego dywersyfikacji. – Nie znamy przyszłości, a rynki, jak wiemy z doświadczenia, są zawodne – stwierdził profesor. – Dlatego nie należy wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka. Podział składki powinien następować w proporcji pół na pół pomiędzy OFE i ZUS, to byłoby rozwiązanie optymalne. Podkreślił dodatkowo, że to proporcja wynikająca z zawodności obu systemów – zarówno rynków, jak i państwa.