Przy takim stanie wiedzy społeczeństwa o systemie emerytalnym nie należy się dziwić, że rząd tak śmiało przystąpił do jego demontażu poprzez znaczne zmniejszenie składek płaconych do funduszy. Uznał, że ta decyzja daje mu możliwość odsunięcia na później bolesnych reform finansów publicznych bez budzenia zdecydowanych protestów publicznych. W kraju nie ma żadnej poważnej siły politycznej, która broniłaby OFE. Dość głośno krzyczą jedynie ekonomiści, ale w przeliczeniu na głosy wyborcze nie ma to znaczenia.
Oczywiście przekonania rządu są dość powierzchowne. W elektoracie Platformy procent ludzi przywiązanych do idei samodzielnego wypracowania sobie emerytury jest dużo wyższy niż w ogóle społeczeństwa. W końcu najmniej o OFE wiedzą i najgorzej je oceniają rolnicy i obecni emeryci.
Ważne jest, że dziś jest już za późno, by przed wprowadzeniem w życie planów rządu uświadomić społeczeństwu, co traci. To towarzystwa emerytalne powinny już zrobić dawno. Przekazać część z wypłacanych co roku setek milionów złotych dywidend po to, by przekonać całe społeczeństwo, a nie tylko swoich członków, do korzyści, jakie ma z ich działania. Fakt, że przegrały tę rundę, nie powinien ich rozgrzeszać z podjęcia wysiłku w przyszłości. Jeśli tego nie zrobią, to za dwa lata – pięć lat rząd może znów sięgnąć po ulokowane w nich pieniądze, zamiast stresować wyborców jakimiś bolesnymi oszczędnościami.